niedziela, 28 grudnia 2014

13.Wątpliowści.



 ROZDZIAŁ DEDYKOWANY KAŻDEMU CZYTELNIKOWI, DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO


- To było  - zaczynam rozmowę lekko zdyczana.

- Niezwykłe. – dokańcza chłopak, po czym posyła mi lekki uśmiech.

- Tak, to było niezwykłe.

Leżymy na szarym dywanie, nie odzywając się do siebie. Milczenie tym razem nie jest dla mnie udręką. Cisza relaksuje i nakłania mnie do refleksji.

Myślę o tym co kierowało chłopakiem, gdy zaczął mnie całować. Ciekawość bierze górę nad moim umysłem, ponieważ w tej chwili tylko ta myśl znajduje się w mojej głowie. Staram się nie zadawać sobie głupich pytań bez odpowiedzi, by potem nie tonąć w morzu wątpliwości. Jestem typem człowieka, który zawsze rozmyśla nad swoim postępowaniem. Czasami przez to żałuję pewnych rzeczy i w rezultacie tego, zadręczam się tygodniami.

Jednak teraz nie żałuję niczego.

Nie żałuję pocałunku.

Nie żałuję tego co czuję do Brada.

Jestem zwyczajnie szczęśliwa.

Chłopak proponuje przeniesienie się na łóżko, więc pomaga mi wstać, wyciągając swoją dłoń. Kładziemy się obok siebie, jednak miejsca na materacu nie ma zbyt wiele, dlatego ja kładę się bokiem, a Brad na plecach. Kładę swoją głowę delikatnie na jego klatce piersiowej i przymykam oczy, wdychając jego specyficzny perfum.

Zapach Brada jest niesamowity. Jego perfumy to charyzmatyczna mieszanka cytrusów z ciepłą nutą przypraw drzewnych, dzięki czemu chłopak pachnie świeżo i zmysłowo. Jestem zauroczona jego niezwykłą i oryginalną wonią.

Kiedy podnoszę powieki i kieruję wzrok do góry, zauważam Brada, jak przypatruje mi się z rozbawieniem.

 -Co Ty robisz? – parska śmiechem chłopak.

- Nic. – odpowiadam.

Czuję się, jak idiotka wąchając go, dlatego skóra na moich policzkach natychmiast staje się czerwona i ciepła. Wyglądam teraz okropnie, ale nie przejmuję się tym, ponieważ w pokoju pali się tylko mała lampka, która nie daje nam zbyt wiele światła.

- Czyżbyś się zarumieniła? – pyta, na co odpowiadam mu nerwowym śmiechem.

Ukrywam twarz w jego koszulce, dlatego chłopak nie może dostrzec mojej skóry.

- No nie chowaj się, przecież mówiłem Ci, że wyglądasz uroczo cała czerwona.

-Rzeczywiście, gdybym tylko mogła Ci uwierzyć. – odpowiadam z sarkazmem, na co chłopak odpowiada śmiesznym rechotem.

Znów milczymy przez co trochę się denerwuję. Czyżbym była taka nudna, że aż nie chce ze mną rozmawiać? Choć nasze charaktery wydają się skrajnie niepodobne, to znajdujemy czasem podobieństa. Dlaczego nie możemy pomówić właśnie o tym? Zaczęłabym rozmowę bardzo chętnie, jednak się wstydzę.

Kiedy w myślach biję się ze swoimi wadami, Brad zaczyna jeździć swoją dłonią po moich plecach, rysując na nich palcem niewidzialne wzory. Uśmiecham się na ten gest i cicho wzdycham z rozkoszy, jaką mi przynosi jego zwykły dotyk.

- Natalie powinna już przyjechać, martwię się o nią. – Brad mówi z troską w głosie

- Nie martw się, zaraz będzie. - odpowiadam sennie, wtulając się w koszulkę chłopaka.

Mijają już prawie dwadzieścia cztery godziny, odkąd wzięłam ostatnią dawkę leków, które tak silnie na mnie działają. Nadal czuję się źle, a ból głowy nie odstępuje mnie na krok. Wcześniej nie odczuwałam tego, ponieważ Brad zajmował mnie rozmową, więc byłam zajęta. Nie miałam wtedy czasu na zamartwianie się o zdrowie. Chłopak pochłaniał moje wszystkie myśli.

Spoglądam  na zegarek i widzę, że dochodzi 22. Prawie zapomniałam o wzięciu sufradexu, dlatego chcę się podnieś, jednak Brad skutecznie mi to uniemożliwia, przytulając się.

- Um ... Brad, możesz mnie na chwilę puścić? – proszę chłopaka, próbując się wyswobodzić z jego objęć.

- Gdzie idziesz? – pyta zaskoczony.

- Muszę wziąć leki. – odpowiadam machinialnie,  jednak potem gryzę się w język.

- Źle się czujesz?

- Tak, głowa coś mnie boli. Wezmę jakieś przeciwbólowe leki i mi przejdzie. – po części kłamię, lecz nic na to nie poradzę.

Nie mogę powiedzieć mu o chorobie, jeszcze nie teraz.

- Okej. – chłopak puszcza mnie, dzięki czemu mogę spokojne zejść z łóżka.

Gdy idę w stronę biurka, czuję na sobie jego wzrok, dlatego nie odkręcam się. Otwieram szufladę i odwrócona tyłem do Brada, wyjmuję tabletkę. Połykam ją i szybko popijam stojącą na biurku coca-colą.

- Nina? – zaczepia mnie, gdy już leżę obok.

- Hm?

- Przepraszam. – wzdycha i przytula mnie do siebie jeszcze mocniej.

- Za co? – pytam zdezorientowana.

- Za to, że byłem takim cholernym chamem dla ciebie przez ten trymestr. Wiem, że niezbyt umiliłem Ci pobyt w akademii za co naprawdę Cię przepraszam. Jest mi przykro. – zaczyna mówić, jednak na chwilę przestaje. – To wszystko przez Libby.

- Libby? - pytam, a na mojej twarzy pojawia się grymas.

- Och, Libby to moja dziewczyna. – odpowiada, ale potem łapie się za głowę i szybko poprawia. – Libby to moja BYŁA dziewczyna. – daje nacisk na przed ostatnie słowo i czuję, jak jego głos powoli zaczyna się łamać. – Poznaliśmy się w czerwcu na jednym z koncertów. Była z przyjaciółką i zgubiła ją, więc spytała się mnie, czy może jej nie widziałem. Potem pomogłem jej szukać i tak jakoś się stało, że zostaliśmy parą. Byliśmy ze sobą całe lato, ale gdy miałem wyjechać do akademii, w dniu wyjazdu przyszła do mnie i ze mną zerwała. Byłem na nią zły, ba, okropnie zły i  nadal jestem, bo naprawdę ją pokochałem przez te dwa miesiące. Dlatego wrzesień był takim popapranym miesiącem.

- Nadal nie rozumiem co to ma wspólnego ze mną. – odpowiadam szczerze nie wiedząc co innego powinnam powiedzieć.

- Chodzi o to, że gdy przyszedłem do Nat,  jej nie było w pokoju.

- Dlatego byłeś taki zdenerwowany. Potrąciłes mnie na korytarzu, przez co wyrzuciłam wszystko z pudła. Musiałam to sama zbierać, a Ty nawet mi nie pomogłeś.

- To byłaś ty? – pyta zszokowany.

- No.

 -Przepraszam, naprawdę. -  mówi skruszony.

-Okej, czyli podsumowując wyżywałeś się na mnie ,bo ta Libby sprawiła Ci ból. – stwierdzam ze smutkiem.

- Wiem, że nie brzmi to super.

- Ale czemu ja? – pytam Brada z wyrzutem.

- Weszłaś mi w drogę jako pierwsza.

- Aha. – tylko na tyle mnie stać, jest mi przykro.

- Wybacz mi Nina,  ja naprawdę wtedy byłem w rozterce. Zabawiałem się dziewczynami, dogryzałem tobie i kilku innym osobom, pozwól mi to naprawić. Nie chcę mieć w Tobie wroga. Może zacznijmy od początku? Nie rozgrzebujmy przeszłości, a skupmy się na tym co teraz.

- Zgoda. - mówię po dłuższej chwili zastanowienia.

Jestem w nim zakochana, a teraz gdy porozmawiał ze mną szczerze, mogę spróbować mu zaufać. Poza tym unikanie go nie wyszło by mi na dobre. Uschnęłabym z tęsknoty.

- Zgadzasz się? – pyta, aby się upewnić. – Naprawdę?

Kiwam głową i uśmiecham się. Chłopak odpowiada mi tym samym, po czym szepce na ucho ciche dziękuje. Całuje moje czoło i przyciąga do siebie. Przymykam oczy i cieszę się chwilą.

Słyszymy z Bradem, jak w drzwiach przekręca się klamka, dlatego obydwoje milczymy i czekamy na dalszy rozwój wydarzeń. Do pokoju wchodzi Natalie. Zapala światło i chyba nie zdaje sobie sprawy co robimy. Gdy jej wzrok zatrzymuje się na naszej dwójce, która leży przytulona do siebie, jej torba podróżna spada z hukiem na podłogę. Otwiera usta by coś powiedzieć, jednak nie jest w stanie.
Nasz widok bardzo ją zdziwił.

- O . MÓJ. PRZENAŚWIĘTSZY. BOŻE. - zaczyna piszczeć z zachwytu,  jednak po chwili orientuje się co zrobiła i przysłania usta dłonią.

Brad patrzy na nią, jak na idiotkę , gdy z otwartą buzią i niedowierzaniem wymalowanym na twarzy patrzy na naszą dwójkę.

- Jestem genialna, po prostu G E N I  A L N A.- mówi w końcu Nat, literując ostatnie słowo.

- Czemu? – pyta Brad z uniesioną brwią.

- Wiedziałam, że gdy Cię tu ściągnę na weekend to w końcu się pogodzicie, ale nie sądziłam, że ten weekend będzie, aż tak owocny. Jak was tu zostawiałam to skakaliście sobie do gardeł !

- Błąd. – reaguje szybko Brad, śmiejąc się. – Nie skaczemy sobie do gardeł już dłuższy czas, co nie Nina?

 - Taa. – odpowiadam. – Ej, Nat! – zaczepiam przyjaciółkę, która odwraca się od walizki i na mnie spogląda. – Zaplanowałaś to!

- Co?

- No wiesz, to wszystko.

- Nie wiem o czym ty mówisz. – wzrusza ramionami i zaczyna się śmiać.

- Przebiegła. – stwierdza Brad. – Ciekawe czy ma to po tacie, czy po mamie.

- Nieważne. - macha ręką i zaczyna się rozpakowywać. - Wiecie co?

- Hm? - mruczę.

- Powinnam udzielać rad sercowych na jakimś forum. – wyznaje Nat

- Od razu załóż biuro matrymonialne, więcej kasy na tym zbijesz. – dogryza siostrze Brad, a ja zaczynam się śmiać.

- Jesteś niemiły. – mówi Natalie.

- Dla ciebie zawsze. – odpowiada i wysyła w powietrzu całuska.

- Jesteście tacy kochani, jak razem leżycie. – wyznaje Nat na co chichoczę, a Brad kręci głową.

- Nie zniosę tych Twoich komentarzy pod naszym adresem. – powiedział żartem chłopak, po czym się zaśmiał. – Musze już lecieć, dziewczyny. – mówi,a ja słyszę w jego głosie smutek, albo po prostu mam jakieś schizy. – Do zobaczenia. – powiedział i pocałował mnie po raz kolejny w czoło.

MAM TEŻ USTA, Brad. – moja wewnętrzna ja się odzywa, na co parskam,a on patrzy zdziwiony.
Uśmiecham się tylko do niego i macham ręką, aby o tym zapomniał. Chłopak zabiera swoje rzeczy i macha nam na pożegnanie. Wodzę cielęcym wzrokiem, jak chłopak wychodzi i gdy nie ma go już w naszym pokoju, ciężko wzdycham.

To był wspaniały weekend.

                                                                                       *   *  *

- ŻE CO? – Anna staje, jak sparaliżowana w miejscu, gdy dowiaduje się, że Brad mnie pocałował.

- Jakoś tak wyszło. – mówię niechętnie, ponieważ teraz żałuję, że jej o tym powiedziałam.

- Nie mogę w to uwierzyć, uszczypnij mnie. Chcę wiedzieć czy to nie jest sen.  – robię to o co mnie prosi, na co piszczy.

- Sama się prosiłaś. – mówię, dusząc się ze śmiechu.

- Więc co, jesteście parą, przyjaciółmi, sex przyjaciółmi, czy co?

- Serio, sex przyjaciele? – pytam z niedowierzania i daję jej kuksańca w bok. – Nie wiem na czym stoję. – odpowiadam szczerze.

- W takim razie porozmawiaj z nim.

- Ale Ann, nie wiem sama. Mam wątpliwości, bo co jeśli ten pocałunek nic dla niego nie znaczy?

- A dla ciebie?

- Co?

- Znaczył coś dla ciebie?

- Przecież wiesz. – wyznaję, rumieniąc się.

- To idź i z nim pogadaj , inaczej to nie ma sensu. Nie możesz czekać, aż tamten się obudzi.

- A jeśli to tylko zabawa?

- Niech tylko spróbuje się tobą pobawić, a tego ostro pożałuje. Jego skarb przestanie być skarbem

- Ann nie wiedziałem, że jesteś aż taka ostra. - mowi Tris ,przyłączajac się do nas, gdy siedzimy na ławce niedaleko szatni. Anna rumieni się, wyglądając przy tym bardzo słodko.

- Czy ty zawsze musisz się wtrącać do naszych rozmów, gdy mówimy o ważnych rzeczach? - pytam z wyrzutem przyjaciela.

- Skoro zrobiłem to dwa razy, to sądzę, że tak. - odpowiada Tristan i śmieje się na własne słowa. - A więc komu chcecie odebrać diamenty?

- Niech cie to tak nie obchodzi. - wystawiam język do przyjaciela i także się śmieje.

- Czyli mi nie powiedzie. - Tris udaje zawiedzionego.

- Gdybyś się dowiedział, musiał byś umrzeć. - odzywa się w końcu Ann. Wydaje się być onieśmielona towarzystwem chłopaka.

- To już mi się chyba odechiało wiedzieć. Chcę jeszcze trochę pożyć. - odpowiada i puszcza do Ann oczko, która w odpowiedzi głupio chichocze. Kręcę głową na tą scenę, dusząc w sobie śmiech.

- Zostawiam Was gołąbki i spadam do automatów po śniadanie. - mówię i żegnam się z nimi.

Gdy stoję przy maszynach i wrzucam monety, ktoś podchodzi od tyłu i zakrywa mi dłońmi oczy. Odwracam się w stronę tej osoby i widzę przed sobą uśmiechniętego Jamesa.

- Hej James. - witam się z kolegą.

- Cześć. Co robisz? – pyta w tym samym czasie, gdy zamówiony przeze mnie rogal w foliowym opakowaniu, spada na dół automatu. Wyjmuję go i macham chłopakowi przed oczami.

- Przyszłam po śniadanie.  – odpowiadam. – Jak wycieczka do Oxfordu? – pytam odsuwają się od maszyny, przy okazji robiąc miejsce Jamesowi. Chłopak wrzuca monety i po chwili wyjmuje butelkę wody.

- Było naprawdę świetnie. Potrzebowałem chwili odpoczynku przed egzaminami. W końcu w czwartek mam zaliczenie z biologii.

- Dasz radę.

- Wiem.

- Och, skromniś. – zauważam i cicho się śmieję, na co chłopak mi wtóruje.

Odchodzimy kawałek od maszyn i kierujemy się na główy korytarz. W między czasie rozmawiamy na temat szkoły i zespołu, gdy nagle James pyta:

- Jak Ci idą próby do występu po feriach?

- Zupełnie o tym zapomniałam. - odpowiadam łapiac się za głowę ze zmartwienia. - Gdy będę w domu to pomyślę nad repertuarem.

- Szybko się obudziłaś. - zauważa i śmieje się ze mnie.

- Nie śmiej się. - mówię i uderzam go lekko w twarde ramię, którego mięsnie specjalnie napina. - Auu, jakie masz twarde ramię!

Chłopak tylko się śmieje i odprowadza mnie pod klasę od matematyki. Przed salą juz czeka na mnie Ann, rozmawiając jeszcze z Tristanem. Uśmiecham się na ten widok i podążam z Jamesem w ich stronę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział miał być w sylwestra,ale nie mogłam się powstrzymać i doczekać,więc wstawiam dzisiaj.Kolejny będzie dopiero po nowym roku :>
Boziu, pod ostatnim postem naprawdę się postaraliście.TYLEEEEEE KOMENATRZY *-* Kocham Was <3
 Oby więcej takich gestów z waszej strony :*
Ja tymczasem spadam, bo za pół godziny pierwsze skoki indywidualne z Konursu Czterech Skoczni.Czy ktoś kocha skoki tak bardzo, jak ja?

JESZCZE RAZ SZCZĘSLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI :*   + dziękuję za każde życzenia

20 kom - next

wtorek, 23 grudnia 2014

12. Coś za coś.


  < przed czytaniem włącz proszę piosenkę Jessie Ware - Say You Love Me [ link ] >
  

ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ @puknird i @MerryFrii


Czuję okropny ból głowy, kiedy budzę się i widzę przed sobą klatkę piersiową Brada. Chłopak miarowo oddycha i cicho pochrapuje sprawiając, że chichocze. Wczorajszy wieczór ,choć strasznie się zaczął, to zakończył się przyjemnie.

Słowa Brada, które wypowiedział, gdy zasypiałam są tak magiczne, że wydają się nieprawdziwe.

Ciągle powtarzam sobie, że to tylko bajka i kolejny mój wymysł, bo taki chłopak, jak on nie mógłby powiedzieć czegoś takiego do tak marnej dziewczyny, którą jestem. Po za tym jego zachowanie względem mnie staje się z dnia na dzień coraz bardziej dziwne i skomplikowane. Już nie wiem co o tym wszystkim myśleć.

Gdy Brad mówi mi coś miłego czuję, jak w moim brzuchu lata stado motyli. Przebywanie w jego towarzystwie sprawia mi ogromną radość, nawet kiedy nieudolnie mnie rani, staram się na to nie patrzeć. Być może jestem głupio  zaślepiona jego osobą i nie zwracam uwagi na jego wady, ale to chyba normalne u zakochanej dziewczyny. Każde kolejne jego nieraniące mnie słowo sprawia, że zakochuję się jeszcze bardziej, przeżywając to intensywniej.

Lekko się poruszam i biorę swój telefon, aby sprawdzić godzinę, ponieważ robi mi się trochę niewygodnie. Brad rozpycha się nieco na tym stosunkowo małym łóżku, przez co mam ograniczone ruchy. Wzdycham, gdy widzę na wyświetlaczu godzinę 12.

Jak to się stało, że spałam tak długo?

Odkładam telefon na szafkę nocną, jednocześnie napierając  na ciało chłopka, z którego ust wyzwala się cichy jęk. Opadam szybko przerażona na swoje poprzednie miejsce i przymykam powieki, jednocześnie udając, że śpię.

- Dzień dobry. - mruczy cicho zaspanym głosem do mojego ucha.

Otwieram po woli oczy i widzę uśmiechniętego Brada, który spod przymrużonych powiek patrzy na mnie.Idealny widok na rozpoczęcie dnia.

- Dzień dobry. - odpowiadam, posyłając chłopakowi uśmiech.

Nie czuję skrępowania, ani nic poza tym. W tej chwili jestem po prostu szczęśliwa.

- Jak spałaś? - pyta.

- Całkiem dobrze. - odpowiadam cicho.

- Naprawdę? Ciągle się kręciłaś, a poza tym kilka razy wstawałaś i mówiłaś coś do siebie. Narzekałaś też na ból głowy, więc szukałem czegoś przeciwbólowego w twoim biurku, ale nic nie znalazłem poza stosem innych tabletek.

- Och.- wyrywa się z mojego gardła. - Więc Ty pewnie się nie wyspałeś? - zagaduję, aby odbiec od tematu tabletek.

- Wyspałem się, mimo że zrzuciłaś mnie kilka razy z łóżka. - śmieje się Brad. - A i dostałem dwa razy z pięści. Raz w oko, a drugi raz w nos. - dodaje.

- Przeprasza Brad, nie chciałam. - mówię, czując poczucie winy.

-Nieważne, nie zaprzątaj sobie tym główki, mała. - mówi i całuje lekko moje czoło.

Co mu się stało?

Leżymy w milczeniu przez dłuższą chwilę. Nie wiem co mówić, ani robić, więc tylko milczę i czekam, aż to on wyjdzie z inicjatywą.

- Martwiłem się w nocy. - w końcu wyznaje Brad.

- Dlaczego?

- Miałaś niespokojny sen, ale to nie było to. Najbardziej przeraziłem się tym bólem i gdy nic nie znalazłem, zaczęłaś trochę płakać. Boże, Nina co jest z tobą nie tak? Czy Ty chorujesz na coś? Normalne osłabienie tak nie wygląda, nie jestem aż taki głupi by zauważyć, że jest z tobą coś nie tak.

- Wszystko ze mną w porządku, nie martw się. - odpowiadam lakonicznie.

- Jak mam się nie martwić? A te leki, co ma oznaczać cała szuflada tabletek?

- Nie twoja sprawa.-  odpowiadam,ale zaraz tego  żałuję. Nie mogę być dla niego niemiła,bo powróci dawny Brad i będzie koniec naszej sielanki. - Przepraszam Brad, ale nie jestem jeszcze gotowa na to, aby mówić o tym komukolwiek.

- Obiecaj, że kiedyś mi powiesz.

- Obiecuję.

Chłopak przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej, więc wtulam się w jego ciało i przymykam oczy. Jest mi tak cholernie dobrze.


*   *   *

- Co robimy? - pyta  chłopak, gdy siedzimy po śniadaniu na plastikowych, zielonych krzesłach.

- Nie wiem, nadal nie mam siły żyć. - wyznaję, lekko zjeżdżając z śliskiego krzesła.

- Może obejrzymy sobie jakiś film, czy coś?

- Jakieś konkrety? - pytam zaciekawiona propozycją Brada.

- To zależy co lubisz. - chłopak wzrusza ramionami.

- Nie wiem, lubię romanse i przygodowe.

- A akcja?

- Nieeeee. - kręcę głową z przekąsem.

- Horror?

- Wystarczy, że czytam  książki Stephana Kinga.

- Kryminał?

- Okey.

- Serio, kryminał?

- Czemu nie? - pytam zaskoczona jego zdziwieniem.

- Nie, nic... - kręci głową - To co, może obejrzymy sobie na BBC One Sherlocka? - proponuje Brad, gdy piję wodę. O mało nie wypluwam cieczy, gdy słyszę nazwę mojego ulubionego serialu. Otwieram szerzej oczy i patrzę na Brada przenikliwym wzorkiem.

- Co? - chłopak marszy brwi, wyglądając zabawnie.

- Nic, Sherlock to mój ulubiony serial! - oznajmiam.

- Nie. - Brad kręci głową i śmieje się.

- Tak.

- To chyba nie przypadek, ale mój też. - mówi, na co chichoczę. - Wiesz co, Nina?

-Hmm?

- Chyba zaczynam cię coraz bardziej lubić. - wyznaje Brad, na co się rumienię.

Odwracam wzrok zakłopotana i udaję, że te kilka słów wcale mnie nie poruszyło.


*   *   *

- Denerwuje mnie zachowanie Sherlocka względem Molly, on nie może tak odrzucać miłości. - wyznaję, gdy oglądamy trzeci odcinek z kolei.

- Wy dziewczyny w serialach zwracacie uwagę tylko na miłość, chociaż to serial o kryminalnych zagadkach. - zauważa.

- Nieprawda, potrafię dostrzec też pomysłowość i kreatywność scenarzystów, jakoś wykonania serialu, doceniam całą fabułę, grę aktorską Benedicta, ale no gdy tak patrzę na ten wątek między Sherlockiem, a Molly to och...nawet nie wiem jak się wysłowić.

- Oo, to do ciebie niepodobne. - rzuca kąśliwą uwagą Brad, na co wywracam oczami.

- Chodzi mi o to, że Sherlock choć ma zero empatii, jest socjopatą i niekiedy zachowuje się, jak psychopata to ma jakieś tam ludzkie uczucia. Musi coś czuć i nie raz przecież dawał znaki Molly, zastanawiam się tylko po co? Żeby od tak sobie coś porobić, bo mu się nudzi? Nie sądzę... Skoro wie, że nie chce żadnej miłości to niech nie daje jej fałszywych nadziei.

Brad jakby poważnieje i staje się na chwilę spięty. Nie rozumiem  o co mu chodzi, więc przestaje już poruszać ten temat i zwyczajnie, bez żadnych rozmów oglądam odcinek.


*   *   *

- Niedługo wróci Nat - zaczął temat Brad, przy okazji ziewając, gdy na zegarku była godzina 20.

- Tak.- odpowiadam cicho, będąc trochę smutna, ponieważ Brad za dwie godzinki pójdzie do siebie.

- Musimy kiedyś powtórzyć takie oglądanie, twoje uwagi strasznie mnie bawią.

- H a  h a - mówię z sarkazmem, a Brad zaczyna się śmiać.

Siedzimy na moim łóżku, opierając plecy o ściany. Nasze ramiona są niebezpiecznie blisko i gdy któreś z nas wykonuje jakiś ruch, stykamy się. W tej chwili Brad osuwa swoją głowę na moje ramię i rozsiada się, co raz bardziej zabierając mi miejsce. Dotykam jego nieułożonych włosów i  mierzwie je dłonią. Śmieję się, gdy Brad zwraca mi uwagę i zabawnie marszy nos.

Odstawiam bezpiecznie laptop na biurko, aby nie zrzucić go na podłogę, gdy nie będziemy go używać, lecz kiedy chcę wrócić na łóżko i usiąść w spokoju, Brad łapie mnie za rękę i przewraca na podłogę. Śmieję się głośno, gdy chłopak dotyka mnie w tali i łaskocze. Przenosi rękę na szyję i odnajduje mój najczulszy punkt, w którym czuję łaskotki najbardziej.

Próbuję się bronić przed dłońmi Brada, jednak chłopak skutecznie mi to uniemożliwia. Łaskocze mnie teraz po całym ciele, przez co śmieję się jeszcze głośniej. Gdy ręka Brada znów powraca na moją szyję, przekręcam się w taki sposób,że siedzę na nim okrakiem.

Czas się zemścić.

Łaskoczę Brada po całym ciele w podobny sposób, jak on robił to mi .Ciągle się śmiejemy i gdy myślę, że to już koniec naszej dzikiej zabawy, próbuję wstać na równe nogi. Jednak Brad łapie mnie za rękę i jeszcze raz ciągnie na podłogę.Gdy jest na górze, łaskocze mnie ze zdwojoną siłą.

- Brad, wstań ze mnie. - mówię, jęcząc z bólu.

- Ale mi tu wygodnie.

- Jesteś ciężki. - fukam.

- Ja jestem ciężki? - pyta, udając urażonego.

- NO TAK! - krzyczę, przy okazji się śmiejąc.

- To nie złażę z ciebie. - mówi dumnie się uśmiechając.

- Pooooooszęęęęęęęęęęę... - błagam go, ale on nic sobie z tego nie robi. Zakłada ramię na ramię i patrzy na ścianę, udając naburmuszonego.

- Musisz mnie jakoś przekonać.

- Jak? - pytam wywracając do góry oczami.

- Nie wiem, wymyśl coś.

- Nie potrafię, Brad wstań ze mnie. - mówię, gdy robi mi się niewygodnie. Choć na takiego nie wygląda, to Brad jest ciężki.

- Coś za coś. -  mówi z chytrym uśmieszkiem.

-To znaczy? - pytam z lekka przerażona, ponieważ jego uśmiech nie wróży mi nic dobrego, jestem pewna.

- Daj się pocałować. - oznajmia, a ja natychmiast milknę.

DAJ. SIĘ. POCAŁOWAĆ.  -  trzy słowa.

Nigdy tego nie robiłam, więc wpadam w panikę.

Nie odpowiadam nic i cicho czekam na dalszy ruch Brada. Chłopak przenikliwie patrzy w moje oczy, na co się peszę i odwracam wzrok gdzieś w bok. Ciepłymi dłońmi dotyka mojego policzka  i przesuwa palcami lekko po skórze, wprawiając mnie w drżenie.

Nasze oddechy stają się głębokie. Jego wargi lekko dotykają moich, a kiedy łączą się w pocałunku, wszystko dookoła znika.

Jest nas tylko dwoje i nic poza tym.

Na początek Brad całuje mnie delikatnie, co wydaje się być romantycznym gestem z jego strony.

Potem gdy rozchylam lekko usta, pocałunki stają się bardziej odważne i namiętne.

Czuję się ,jak w niebie.

To idealny pierwszy pocałunek.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

ale mam fangirls feels po tym rozdziale, a Wy?

Postanowiłam dodać go dzisiaj w przeddzień świąt i moje imieniny hahaha :p . W wigilie podobnie, jak ja możecie nie mieć wolnego czasu, bo całe te przygotowania i tak dalej...

A więc czas na życzenia.

Wszystkiego najlepszego!
Dużo zdrowia szczęścia, pomyślności,
sukcesów w nauce oraz nie tylko w niej.
Spotkania swoich idoli.
Miliona selfies z nimi,
tysiąca razem spędzonych godzin i 
setek wspaniałych wspomnień.
Szczęśliwego nowego roku!
Niechaj będzie lepszy od poprzedniego!

Wasza Wika :*

Następny rozdział albo w sylwestra,albo po nowym roku.Zobaczymy,jak się postaracie. :*

20 KOM- NEXT


czwartek, 18 grudnia 2014

11.Przyjemny wieczór


 dedykuję rozdział @krejzimonkey i @Paulcia3001


- Może powinnam zadzwonić do Brada, żeby przyszedł i z Tobą posiedział wieczorem. Jesteś blada, więc nie chcę cię zostawiać samej. - mówi przejęta Natalie, dopinając  małą walizkę.

Jeszcze mi tu Brada brakowało...

- Naprawdę nie musisz, jutro będzie dobrze, tak myślę.

- Martwię się o Ciebie. - podchodzi do mnie i przytula się. - Jak coś,  to pisz do mnie albo do Tristana, Jamesa, mamy, taty, Brada, Cona, Ann.

- Nat, nie jesteś moją matką. Przestań się aż tak przejmować, to zwykłe osłabienie. - kłamię.

- Oby! - mówi, zakładając torbę na ramię. - Ja już lecę bo spóźnię się na autobus. Do niedzieli Nino. - otwiera drzwi i macha mi na pożegnanie.

Gdy dziewczyna wychodzi, zakluczam drzwi, aby nikt nie wszedł i przebieram się w szare spodnie od piżamy i różową koszulkę. Nie lubię jej zbytnio, ale jest tak wygodna , że nie mogłam się powstrzymać i zabrałam ją ze sobą do akademii.

Gdy jestem już gotowa do snu, patrzę na zegarek. Jest dopiero 19, a może aż 19. Powinnam wziąć teraz ostatnią dawkę tego przeklętego lekarstwa. Połykam szybko pigułki i kładę się na łóżko, starając się nie myśleć o tabletkach i całym bólu, jaki towarzyszy mi przez cały dzień.

Ktoś puka do drzwi, więc dziwię się. Nikogo nie zapraszałam, a Ann miała wyjechać do dziadków, więc nie wiem kogo się spodziewać. Otwieram drzwi, a uśmiechnięty Brad nonszalancko opiera się o ścianę,w ręku trzymając dużą czarną sportową torbę.

- Co tu robisz? - pytam szczerze zdziwiona.

- Jak to co? Stoję, nie widzisz?

Och,Brad dupek powraca...

- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak stali przez całą noc? - pyta, a ja odchodzę od drzwi, pozwalając mu wejść do pokoju. Chłopak wchodzi do pokoju i zaraz po tym zamyka drzwi na zamek.

- Dlaczego zamknąłeś moje drzwi?

- Nie zgwałcę Cię, więc się nie martw. - mówi i rzuca się na łóżko Natalie.

-Nie o to mi chodzi, Brad.- odpowiadam mu, wywracając oczami. - Nat Ci kazała tu przyjść, tak?

- Sam raczej wybrałbym inny sposób spędzania piątkowego wieczoru, nie sądzisz?

- Mówiłam jej żeby nigdzie nie zdzwoniła. - zaczyna tłumaczyć, czując się winna całemu zajściu.

- Yhym, uważaj bo Nat cię posłucha. - chłopak wybucha śmiechem, a ja siadam na swoje łóżko.

- Jeśli chcesz to możesz sobie pójść, najwyżej skłamiemy Nat, że byłeś ze mną przez cały weekend. - proponuję, ale on tylko kręci głową i zaczyna się śmiać.

- Chcesz mnie się pozbyć? - pyta. - Myślałem, że przebywanie w moim towarzystwie sprawia Ci przyjemność. Jarasz się mną. - mówi z pewnym siebie wyrazem twarzy, który mam ochotę teraz zmazać.

- Czemu jesteś takim pewnym siebie dupkiem? - rzucam prosto z mostu.

- Ooo, Nina. Nie bądź od razu taka ostra. - śmieje się ze mnie, a ja staję się jeszcze bardziej czerwona niż jestem. - Uroczo wyglądasz, czerwieniąc się.

Brad,nie teraz, nie w takiej chwili. - mówię do siebie w myslach.

- Ostatnio jak się czerwieniłam ze złości powiedziałeś w subtelny sposób, że jestem brzydka.

- Nadal to rozpamiętujesz? - spytał.

- Sorry, ale pewien chłopak w lokach nie pozwalał mi zapomnieć o tym incydencie przez cały wrzesień.

- To musiał być jakiś głupi chłopak. - mówi Brad, żartując z samego siebie.

Boże, co z tym chłopakiem do cholery nie tak? Miły, niemiły, miły, niemiły... Niech się zdecyduje!

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiadam i obydwoje zaczynamy się śmiać.

- Co masz zamiar dziś robić? - pyta, gdy już obydwoje leżymy na łóżkach i szperamy w telefonach.

- Źle się czuję, więc chciałabym się położyć spać. - mówię, jednak potem gryzę się w język.

Jestem taką okropną paplą.

- Coś nie tak? - pyta Brad, zmieniając pozycję. Nadal leży, jednak teraz bokiem,  przytrzymując ręką głowę.

- Nieważne.- kręcę głową, aby urwać temat.

- Czemu źle się czujesz? Nat coś mówiła o osłabieniu, ale nie bardzo się tym przejąłem. W  tym świetle wyglądasz marnie i blado.

- Dzięki, naprawdę dzięki, Brad. Zawsze wiesz, jak pocieszyć dziewczynę.

- Do usług. - mówi i uroczo chichocze. - A tak na serio?

-Nic mi nie jest. - mówię, a za oknem zaczyna zrywać się wiatr.

Brad podchodzi i odsłania maksymalnie zasłonki, aby móc przyjrzeć się widokowi za szybą. Wpatruje się w gałęzie poruszane przez wiatr, po czym zasuwa zasłony i siada na łóżku, opierając plecy o ścianę.

- Chyba będzie burza. - stwierdza, a ja czuję,jak moje ciało się spina. Nienawidzę burzy, bardziej niż wszystko inne.

- Świetnie. - wzdycham. - Będziesz tu spał? - pytam i wskazuję na czarną torbę, leżącą przy szafie.

-Ta.

-Och, okay.

Staram się ukryć entuzjazm, który we mnie wzbudził tym jednym, prostym słowem. Jestem prze szczęśliwa, wiedząc, że podczas burzy będzie ktoś ze mną w pokoju, a fakt, że będzie tą osobą Brad, uszczęśliwia mnie jeszcze bardziej.

Co prawda cały tydzień go unikałam, tak samo, jak w dzisiejsze południe, jednak mam ochotę dać mu szanse. Może porozmawiamy, jak zwyczajni ludzie, nie kłócąc się o nic.

Gdyby nie ten jego zmienny charakter, byłabym zakochana  po uszy.


*   *   * 

Na zegarku dochodzi do dwudziestej drugiej. Wciągu tych kilku godzin rozmawiamy ze sobą, jak zwyczajni znajomi. Co prawda, Brad i jego ego, nie dają o sobie zapomnieć i co jakiś czas chłopak żartuje ze mnie.

Podejmujemy raczej neutralne tematy. Mówimy o szkole, zespole i sprawach bieżących z akademii. Żadne z nas nie ma odwagi zacząć poważniejszego tematu. Brad już najwidoczniej nie chce ze mną rozmawiać o tym, o czym chciał tydzień temu, a ja nie chcąc być nachalna i ciekawska, nie dopytuję.

Chociaż jest dopiero 22 to w wyniku zażycia lekarstwa, jestem zmęczona. Ponadto skutki brania leków uwydatniają się jeszcze bardziej, niż podczas lekcji. Czuję, jakby ktoś przewiercał mój brzuch, a w głowę walił  ogromnym młotem. Staram się tego nie pokazywać, aby nie wzbudzić w Bradley'u żadnych podejrzeń.

Ziewam po raz kolejny i wstaję z łóżka. Musze pójść przygotować się do snu, dlatego chwytam szybko swoją różową kosmetyczkę i ręcznik, po czym idę do łazienki. Tam nakładam na twarz krem oraz związuję włosy w ciasnego warkocza, aby wstając jutro rano, nie mieć szopy. Szczotkuję jeszcze zęby, po czym wracam do pokoju.

Gdy otwieram drzwi Brad stoi w samych bokserkach  przy moim biurku czytając coś. Kiedy słyszy dźwięk otwierania drzwi, odwraca się od mebla i chwyta za spodenki, które trzymał w dłoni.

To było dziwne. - myślę sobie.

Patrzę nieco onieśmielona na jego gołą klatkę piersiową, będąc jak zahipnotyzowana. Dopiero jego głos sprawia, że budzę się z tego dziwnego transu i przenoszę wzrok na ścianę. Siadam szybko na łóżko i patrzę wszędzie tylko nie na niego.

- Możesz popatrzeć. - mówi rozbawiony, widząc moje zakłopotanie.

Potakuję głową, jednocześnie uśmiechają się do niego w nerwowy sposób. Odsłaniam lekko kołdrę i wciskam się pod nią.

Kiedy koszulka leży na klatce piersiowej, Brad zgasza światło w pokoju i również kładzie się na łóżku, z tym , że nie na moim, a Natalie.Wyjmuje telefon, przez co niebieska poświata wyświetlacza, rozświetla nam pokój.

Przymykam oczy i pragnę znaleźć się już w krainie snów, jednak przerywa mi to głośny dźwięk grzmotu.

Przypuszczenia Brada się sprawdziły, dlatego jestem przerażona. Moje ciało się spina, a w głowie powstają najczarniejsze scenariusze, ponieważ od dziecka boję się tego zupełnie niepotrzebnego zjawiska pogodowego.

Tym razem grzmot jest jeszcze głośniejszy, niż poprzedni, a piorun jaśniejszy. Mimo ciemnych grubych zasłon rozświetla cały pokój, sprawiając, że przez chwilę jest biały.Wiercę się niespokojnie na łóżku, ubolewając nad pogodą.

Znalezienie dobrego miejsca na małym łóżku, wydaje się być czymś niemożliwym. Przekręcam się non stop z lewego na prawy bok, mając nadzieję, że to coś pomoże, jednak nic. Nie jestem w stanie zasnąć, choć zmęczenie daje o sobie znaki.

Gdy po raz kolejny przekręcam się tym razem w stronę ściany, Brad cicho chichocze, na co się rumienię. Słyszę, jak podnosi się ze swojego łóżka i idzie w moją stronę.

Momentalnie odwracam się w jego stronę i marszczę brwi, nie mając pojęcia o co może mu chodzić.

- Posuń się trochę. - mówi cicho, prawie szepcząc.

Patrzę na niego nieufnie, nie wiedząc czy jego zamiary są dobre, jednak gdy posyła mi uroczy uśmiech, mówiący o tym, żebym była spokojna, robię to. Przesuwam się do ściany, dotykając jej plecami.

- Leż spokojnie i nie trzęś się, jak galareta. - mówi do mnie rozbawiony.

- Po co w ogóle przyszedłeś? - pytam cicho, nie mając pojęcia dlaczego. W pokoju jesteśmy przecież tylko my.

-Nie mogę znieść tego jak się wiercisz. - odpowiada - A teraz, gdy będziemy razem leżeli, nie będziesz miała gdzie się przekręcić. - dopowiada uśmiechając się.

Gdy chcę się przekręcić tyłem do niego, uniemożliwia mi to, kładąc rękę na moim biodrze.

-Trzymaj łapy przy sobie. - odpowiadam szorstko, na co on śmieje się w moje włosy. - Mówię poważnie, Brad. - patrzę w górę w jego oczy, jednak on nic sobie z tego nie robi.

- Przecież to tylko ręka. - zaczyna się bronić, ale natychmiast mu przerywam.

-Teraz ręka, a potem? Nie wiadomo co ci strzeli do tej zboczonej głowy.

Brad parska śmiechem, a ja w tym czasie próbuję się przekręcić. Niestety nic z tego. Chłopak przysuwa się do mnie, jeszcze bardziej uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.

- Więc twierdzisz,że jestem zboczony? - pyta z zadziornym uśmiechem.

- Nieważne, powiedziałam to od tak sobie. - kłamię, bo doskonale wiem, że chłopak taki jest.

- A może nie jesteś tego pewna i muszę Ci to jakoś udowodnić? - pyta przyciszonym głosem, sprawiając, że mój oddech jest nierówny.


- N - nn - nie musisz. - ledwo odpowiadam, ponieważ robi mi się gorąco.


Chłopak sunie delikatnie swoją dłonią z mojego biodra, na pośladek. Zaciska na nim palce, na co lekko się wzdrygam. Choć jest to przyjemne to muszę to przerwać.

-Prze - przestań. - znowu się jąkam, ponieważ czuję gorący oddech Brada na szyi. Chłopak obsunął się na materacu niżej, więc leży teraz na równi ze mną.

Dotyka lekko swoimi malinowymi ustami mojej szyi, jednak jej nie całuje.

- Brad,  masz natychmiast przestać. - mówię twardo, wyrywając się z tego niebezpiecznego stanu, w jaki wprowadza mnie chłopak.

- Och, już dobrze, dobrze. - jęczy Brad i powraca do dawnej pozycji z ręką na moim biodrze.

Burza po raz kolejny nie zawodzi, a głośny grzmot wypełnia, jednocześnie panującą w pokoju ciszę.Wzdrygam się ponownie, w wyniku zimnego dreszczu, który przechodzi przez moje ciało i zaciskam mocno palce na szarej poduszce.

- Boisz się burzy? - pyta Brad, widząc moją reakcje.

Kiwam jedynie głową, zaciskając powieki jeszcze bardziej, gdy światło błysku przedostaje się do pokoju poprzez szczelinę między firankami.

Burza to jedyny strach, którego nie potrafię przezwyciężyć.

- Nie bój się, jestem przy tobie. To naprawdę nic strasznego. - mówi chłopak łagodnym tonem.

Tonem,który kocham u niego najbardziej.
Tonem,który słyszę może trzeci raz w życiu.
Tonem,który pragnę słyszeć codziennie.

Przez kilka minut panuje cisza, więc mam nadzieję, że Brad już zasnął. Podnoszę oczy do góry, by sprawdzić czy śpi, jednak chłopak przygląda mi się. Odwracam wzrok i zamykam oczy.

- Nadal czujesz się osłabiona? - pyta przejęty, co jest dla mnie dużym zdziwieniem.

- Yhym. - mamroczę cicho pod nosem.

- Nina, czy to na pewno zwykłe osłabienie? - ponownie pyta, jednak tym razem bardziej podejrzliwie.

- Taa...

- Ale?

- Ale nic. - urywam temat.

Nachodzi mnie ochota, aby komuś się wygadać i opowiedzieć o swojej chorobie, ale boję się, jak cholera.

- Mam wrażenie, że coś ukrywasz. - stwierdza.

- Ty zapewne też, kaźdy ma swoje tajemnice. - odpowiadam, nadal mając przymknięte oczy.

- Nino, spójrz na mnie. - mówi cicho. - Nie lubię do ciebie mówić, gdy unikasz mojego wzroku.

Zaraz...co? 

Pomijając fakt, że Brad ledwo mnie akceptuje, a ja jestem w nim zauroczona, to moglibyśmy uznać, że to zdarzenie, które teraz ma miejsce jest romantyczne. Jest tylko zasadnicze 'ale' - moglibyśmy.

Wiem, że ta moja sympatia względem Brada to jakiś poraniony pomysł, ale nie potrafię się jej wyzbyć, nie po dzisiejszym wieczorze, o nie...

Gdy moje powieki stają się już cięższe, przymykam oczy i prawie odpływam do krainy Morfeusza.Słyszę jeszcze tylko ,jak Brad kręci się na łóżku, przysuwając do mnie jeszcze bardziej.

Obejmuje mnie szczelniej swoim ramieniem i szepce do ucha:

- Gdy mówiłem, że wolałbym spędzić ten piątek w inny sposób - zaczyna mówić, po czym na chwilę stopuje. - Kłamałem.

Bicie mojego serca znacznie przyśpiesza i czuję się, jakby co najmniej powiedział, że chce, abym została jego żoną.

Teraz jestem pewna.To już nie jest zauroczenie. - zakochałam się.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
O. MÓJ. BOŻE.


1,5 K odczytu i 212 gwiazdek na wattpadzie oraz 8,1 K wyświetleń na blogspocie.

CZY JA ŚNIĘ?!?

Chyba tak,kurcze nie wiem jak Wam wszystkim dziękować.Jesteście najlepsi <3

a jak rozdział? trochę fangirls feels było, co nie? mam nadzieję, że już nie będziecie narzekały na brak Brada, bo od teraz będzie go coraz więcej, aż będziecie miały go dość.SERIO XD.

po za tym już mam gotowy rozdział 12 i on jest taki omfg. w ogóle wiecie co? miałam taki super seeeen i humor mi dopisuje więc jej. tak to jest jak się crush śni hahhaa  przez to będzie w kolejnym rozdziale tyle tego wszystkiego ,ze djbsanjfcbsendfkjbnf *-*  gdy go czytam to sie sama jaram,ale Was potrzymam jeszcze w niepewności i jak się postaracie troszkę to dodam go w wigilię,awh <3 taki prezent ode mnie dla Was xx

wystarczy tylko,że skomentujecie rozdział,to na prawde nie wiele dla Was,ale dla mnie to strasznie wielka motywacja do dalszej pracy.

pozostawiam Was z fangirls feels i lecę myśleć nad kolejnym rozdziałem,uhuhuhuuh

PS.   OFICJALNIE SHIP NINY I BRADA NAZYWA SIĘ  -   B R I N A  


15 KOM - NEXT







środa, 10 grudnia 2014

10.Pomocna dłoń





   Czas w akademii płynie zdecydowanie za szybko. Nim się obejrzę, jest już końcówka pierwszego trymestru. Jak to możliwe? Mam wrażenie, jakbym wczoraj dopiero przyjechała do akademiku. Niespełna półtora miesiąca temu, wszystko wydawało się być takie nowe i przerażające, a teraz jestem tu. Znam prawie całą akademię, choć jej rozmiary są naprawdę ogromne.

Dziś piątek - dzień, który wybrałam do przyjmowania nowych leków.

   Według zaleceń taty, powinnam brać je trzy razy dziennie, czyli rano, w południe i wieczorem. Jest 8.20, więc to odpowiedni czas na wzięcie pierwszej dawki, tego cholerstwa.Wyrzucam z paczki trzy listki, na których rzędami są zapakowane tabletki. Wyciągam trzy, po czym dwie z nich wkładam do specjalnego, plastikowego pojemniczka, przedzielonego na 4 części - czyli 4 dawki. Wrzucam do połowy z nich po jednej tabletce nowych lekarstw i po 2 starych.

Czuję, że po takich dawkach mój stan fizyczny będzie okropny.

   Cieszę się jednak, że Natalie nie będzie ze mną. Dziewczyna wyjeżdża wraz z innymi ludźmi z klas trzecich i czwartych na wycieczkę do Oxfordu, aby zwiedzić uniwersytet w ramach wygranego projektu edukacyjnego. Nie będzie jej aż do soboty, kiedy to wróci w nocy.

   Jak na razie nikt nie wie o mojej chorobie, nawet Tris. Dlatego chcę to utrzymać w tajemnicy najdłużej,jak się da.

   Łykam nowe pigułki, po czym popijam je mineralną wodą. Czuję, jak ciecz przepływa przez mój przełyk. Widzę mroczki przed oczami, dlatego przymykam na chwilę oczy i opieram się o biurko, aby odetchnąć.

   Silne tabletki zawsze działają na moje samopoczucie bardzo źle. Zazwyczaj jestem niemiła, czuję się słabo i odbiera mi ochotę na życie. Mam tylko nadzieję, że po tych pigułkach będzie troszkę lepiej.


   *   *   *

- OŁ NINA, JU SZULD GOŁ NINA... * - śpiewa ktoś nad moim uchem, gdy zatrzymuję się, aby zawiązać buta, praktycznie przed wejściem do szkoły.

- Co się stało Ann,że śpiewasz Eda? - pytam rozbawiona,dobrze wiedząc, że przyjaciółka nie przepada za Sheeranem.Nie mogę w niej tego zrozumieć.

   Od jakiegoś czasu moje stosunki z Ann są lepsze. Wybaczyłam jej tamto niezdarne posunięcie. Nie było sensu gniewać się za takie coś.

- Mam dziś bardzo bardzooo dobry humor. - mówi cała w skowronkach.

- Niech zgadnę - zaczynam - Byłaś na kółku dziennikarskim.

Dziewczyna kiwa żywiołowo głową i klaszcze w dłonie.

- Tak, tak i jeszcze raz TAK! Nie uwierzysz, ale będę chyba w redakcji, rozumiesz? Ja!

   Dziennikarstwo to marzenie Anny. Odkąd dziewczyna pamięta, ciągnie ją do tego, dlatego teraz tak strasznie się cieszy ze swojego pierwszego sukcesu.

- Czemu ale? - pytam zdziwiona.

- A, bo wiesz... muszę przeprowadzić z kimś wywiad i stworzyć do tego jakąś fotorelacje, ale ani nie mam pojęcia z kim, ani o czym.

- Hmm.. - wzdycham, myśląc. - Może porozmawiaj z chłopakami?

- Jakimi chłopakami? - pyta zdezorientowana.

- No The Vamps, a kim? - odpowiadam pytaniem na pytanie, wywracając oczami.

- Oni? - Ann sceptycznie na mnie patrzy, jakby nie była pewna, że wywiad z chłopcami to dobry pomysł.

- A czemu nie? Są w miarę rozpoznawalni w szkole, mają kapelę.

- No nie wiem sama.

- Nie lubisz ich? - pytam z ciekawości.

 -Nie w tym rzecz. Lubię ich, ale chyba trochę za bardzo.

- Lubić to ty lubisz Trisa. - mówię ,puszczając do niej oczko.

Już od trzech tygodni wyczuwam pomiędzy nimi jakąś więź.

- Co Ci szkodzi, pogadaj z nimi.- zabieram ponownie głos, gdy wychodzimy z szatni.

- Dobra ,ale ... tak sama?  - pyta z lekka przerażona, na co kiwam głową.

- Tristan siedzi na ławce. - mówię wskazując lekko na chłopaka, który siedzi po prawej stronie na drewnianym siedzeniu.

- Brad też tam siedzi. - zauważa niepotrzebnie Ann.
- Wiem, dlatego tam nie idę. - wzruszam ramionami i  macham dziewczynie na odchodne.

*   *   *

- Kolejny piątek, będzie waszym ostatnim dniem w pierwszym trymestrze. -  mówi wychowawczyni, gdy na zajęciach z literatury zostaje trochę więcej wolnego czasu. - Jeśli będziecie chcieli zostać na 5 dni w akademiku to proszę bardzo, jednak ja osobiście skorzystałabym z drugiej opcji, czyli powrotu do domu.

   Gdy nauczycielka przestaje mówić, w klasie słychać tylko szmery rozmów,które prowadzą uczniowie,wymieniając się planami na pierwsze ferie. Ja natomiast siedzę cała odrętwiała z głową na ławce.

Nie mam siły żyć.

    Dzwoni dzwonek, więc wszyscy szybko wychodzą z klasy z wyjątkiem mnie. Powoli chwytam plecak i przewieszam go sobie za ramię. Mam wrażenie, że zaraz wytrąci mnie z równowagi, dlatego siadam na chwilę na ławce.

   Anna nie zwróciła na mnie szczególnej uwagi, dlatego w duchu cieszę się, że nie dałam po sobie poznać, że coś mnie boli. Udało się!

   Gdy przerwa mija, a dzwonek dzwoni, uczniowie wchodzą do klas. Na korytarzu zostaję jedynie ja. Na szczęście nie mam już lekcji, ponieważ tato napisał mi we wrześniu całoroczne zwolnienie z zajęć sportowych. W czasie, gdy Anna musi ćwiczyć,ja mogę pójść do pokoju.

   Jednak teraz nadchodzi czas na wzięcie drugiej dawki leków, dlatego podchodzę do automatu z napojami i  wrzucam kilka monet, aby móc wyciągnąć butelkę zwyczajnej wody.Nie mam tyle czasu na to,aby dojść do akademika. Muszę to zrobić w szkole.

   Siadam na ławce i przez pięć minut przeszukuję cały plecak, aby znaleźć lekarstwa. Gdy w końcu udaje mi się to zrobić, kładę je na ławce i zamykam plecak.

   Słyszę czyjeś kroki, dlatego łykam szybko pigułki i popijam je wodą. Okropnie zimna ciesz powoduje, że przez moje ciało przechodzi dreszcz, dlatego wzdrygam się. Chowam pośpiesznie pudełeczko i obieram głowę o ścianę, przymykając przy tym oczy.

Kroki nagle cichną, więc otwieram oczy. To Connor.

- Nina, wszystko w porządku? - pyta zdezorientowany chłopak.

   Dopiero teraz zauważam, że trzyma pod pachą drewnianą sztalugę i wielką czarną teczkę w dłoni. Odkłada wszystko pod ścianę i siada obok mnie. Dotyka delikatnie mojego ramienia, jakby bał się, że brutalniejszy ruch mógłby mi coś zrobić.

Patrzy zmartwionym wzrokiem na moja twarz i mówi :

 - Wyglądasz naprawdę blado, jakbyś miała zaraz zemdleć. -dotyka dłonią mojego czoła,po czym kontynuuje. - I masz gorące czoło, coś jest nie tak. - marszy czoło i przypatruje mi się w skupieniu. - Brałaś coś? Może jakieś prochy?

- Nie, Con,nic nie brałam. - od razu przeczę, na co on uśmiecha się z ulgą.

- Na pewno ? Wydajesz się być ,jak po pocałunku dementora.**

- Musiałam wziąć tylko leki i teraz się słabo czuję,ale zaraz mi przejdzie. - mówię, jednak zaraz się gryzę w język.

- Jakie leki? - pyta zmartwiony chłopak.

- No normalne, na ból głowy. - odpowiadam nerwowo, przy okazji kłamiąc.

- Yhym, rozumiem. - dopowiada niezbyt przekonany Connor. - Masz jeszcze jakieś lekcje?

- Nie, już nie mam.

- Okej, to wstawaj. Odprowadzę Cię pod blok, bo boję się, że zemdlejesz. - Con uśmiecha się i łapie za wcześniej pozostawione rzeczy oraz mój plecak.

- Nie musisz mi nieść plecaka. - mówię lekko oburzona.

- Przestań. - mówi i ciągnie mnie do szatni.

   Gdy ubieram się w swój płaszczyk i wiązane botki, czuję na sobie czyjś wzrok. Odwracam się do tyłu i widzę, jak w innym pomieszczeniu, po przez szklaną szybę obserwuje mnie Brad. Ignoruje go i już gotowa, wychodzę ze swojej szatni, czekając na Connora.

   Nie porozmawiałam z Bradem po tym, jak prosił mnie o spotkanie, gdy byłam u rodziców w Stevenage. Unikam go i dzięki temu czuję się lepiej. Przynajmniej o nim nie myślę .

   Chłopak po chwili wychodzi ubrany w czarny płaszcz z moim plecakiem na ramieniu oraz swoimi rzeczami. Posyła mi uśmiech, na co moje ciało reaguję rumieńcem.

   Wychodzimy ze szkoły i szybkim krokiem ,kierujemy się w stronę bloku A.


*oł nina ,ju szuld goł nina - oh nina, you should go Nina - to fragment piosenki Eda Sheerana - Nina
**dementor, pocałunek dementora- postać z świata Harry'ego Pottera. Jej pocałunek sprawiał,że z człowieka odchodziły wszystkie pozytywne wspomnienia i po woli umierał.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ostatnio,gdy wstawiałam rozdział to chyba miałam zły dzień :p Nie moge Was tak zostawić,więc oto jestem z nowym rozdziałem.A na dodatek nowy wygląd bloga.Jest zwyczajny i skromny,ale podoba mi się : )

Jak Wam sie podoba rozdział ?

Ostatnio ktoś poruszył nazwę shipu Niny i Brada.Dziewczyny na wattpadzie proponują -  Brinę,a pewna czytelniczka na blogspocie  - Nindley.

Co Wam się podoba bardziej?

btw .macie snapchaty? :> 


15 kom - next .



środa, 3 grudnia 2014

9.Lekarstwo




Rozdział dedykuję tajemniczej Oli,która obchodzi urodziny xx




   Mija kilka dni odkąd nie odzywamy się do siebie z Bradem. Nie bardzo mi to przeszkadza, bo wierzę, że jeśli będę utrzymywała dystans to Brad przestanie zaprzątać mój umysł i będę mogła spokojnie chodzić spać, nie musząc łykać tabletek nasennych.

   Pierwszy piątek piątek miesiąca właśnie mija,więc ,jak obiecałam mamie, wracam na weekend do domu. Pakuję się w małą torbę podróżną, wrzucając niedbale do środka jakiś sweterek i czarne spodnie. Zabieram także ze sobą kilka książek, aby móc się trochę pouczyć oraz niezbędne lekarstwa. Niedługo mi się skończą, więc mam nadzieję, że tata już się zaopatrzył w nowe opakowania.

   Wsiadam do jednego z czerwonych autobusów, które jadą w kierunku Stevenage i już po chwili, siedzę na jednym z niewygodnych krzeseł i mijam stare budynki. Po kilkuminutowym przepychaniu się między ulicami, wyjeżdżam na spokojne obrzeża miasta.

   Jest tu cicho i spokojnie, dlatego jazda autobusem wydaje się być przyjemniejsza. Stevenage i Londyn dzieli naprawdę niewielka odległość dlatego też droga do domu jest bardzo krótka. Mija niecałe 30 minut i jestem w swoim mieście. Wychodzę na przystanek najbliżej domu i czekam na tatę,który miał po mnie przyjechać.

   Tata podjeżdża szybko, więc nie nudzę się niepotrzebnie na przystanku, tylko wsiadam do samochodu i witam się z nim. Rodzic całuje mnie w czoło i mówi, że strasznie za mną tęskni. Opowiada też o tym, jak strasznie pusto jest w domu beze mnie i mojego hałasu,który tak bardzo kochałam stwarzać.Mama podobno po moim wyjeździe zapisała się na kurs malarstwa, bo stwierdziła,że nie ma co robić,gdy nie ma mnie w domu.

   Uśmiecham się pod nosem na te wieści i gdy podjeżdżamy pod dom,wychodzę z samochodu i biegnę do domu,aby przywitać się z mamą.Nie widziałam jej ponad miesiąc, ponieważ we wrześniu zrezygnowałam z odwiedzin,bo jak zwykle w pierwszym miesiącu było najwięcej nauki.

   Otwieram drzwi, gdy do moich nozdrzy dochodzi zapach mojej ulubionej zapiekanki makaronowej z serem i brokułami.Wdycham tą przyjemną woń i kieruję się do kuchni. Mama wyjmuje właśnie talerze z szafki i chce je zanieść do jadali,jednak gdy mnie widzi,odstawia je na mały stolik przy oknie i podchodzi do mnie. Oplatam ją ramionami i mówię,jak bardzo się stęskniłam.

   Jemy wszyscy razem obiad,po czym udaję się do swojego pokoju,aby chwilę poleżeć po posiłku. Brakowało mi tego domowego jedzenia.Masuję się po brzuchu,ponieważ boli mnie od przejedzenia.Wzdycham i zamykam na chwilę oczy.

Jest mi teraz tak dobrze...

   Niepotrzebne myśli nie zagradzają mojej głowy,więc jestem czysta od jakichkolwiek refleksji.Dodatkowo odkąd opuściłam Londyn, w ogóle nie myślę o panu MILCZĄCYM,którego imię rozpoczyna sie na B.


*   *   *


   Jest sobota wieczór, dlatego już jutro muszę  wracać do akademii. Weekend szybko minął,więc nie nacieszyłam się zbytnio towarzystwem rodziców. Przez cały dzień praktycznie rozmawiamy i cieszymy się sobą nawzajem, jednak gdy jest wieczór odpuszczamy sobie.Rodzice leża w swojej sypialni,a ja u siebie na łóżku z laptopem taty na kolanach ,przeglądając facebooka.

   Słysze dźwięk powiadomienia z czatu,więc klikam w czerwoną ikonkę nad koperta i otwieram wiadomość.

To od Brada. 

Czego on ode mnie chce?

Brad Simpson :
-Masz teraz czas?
Ty:
-Mam.
Brad Simpson :
-Możemy sie spotkać?
Ty:
-Nie.
Brad Simpson:
-Dlaczego?
Ty:
- a] Nie mam czasu, b] nie ma mnie w Londynie, c] nie chcę z tobą rozmawiać.
Brad Simpson:
-To gdzie ty jesteś?
Ty:
-Czemu Cię to obchodzi? Stevenage jeśli już musisz wiedzieć -,-
Brad Simpson:
-Masz okres czy co? Hormony Ci chyba za mocno buzują...
Ty:
Jesli chciałeś mi tylko to powiedzieć to CZEŚĆ.
Brad Simpson:
-Chciałem pogadać.
Ty:
-Nie mamy chyba o czym.

   Urywam rozmowę i zdenerwowana wylogowywyję się z facebooka, a potem wyłączam komputer. Brad zdecydowanie sprawił,ze ten miły sobotni wieczór stał się nieprzyjemny. Nienawidze go takiego, już wolałam go takiego jakim był tydzień temu.

Sympatyczny Brad to najlepszy Brad.

*   *   *

- Zawiozę Cię dziś do Londynu.Nie będziesz się ściskała w autobusie.W niedziele jest zawsze więcej osób. - informuje mnie taty, gdy cała nasza trójka siedzi w jadali przy stole i je  śniadanie.
 -Okej,tato - odpowiadam, przeżuwając śniadanie.
- Nina, jak się w ogóle czujesz? Może powinienem Cię przebadać? Wydajesz się być blada. - pyta zmartwiony tata.

- Nie, naprawdę nie trzeba.

-Jeśli będzie  coś nie tak,  dzwoń - mama mówi cicho. - Doktor Johanson jest zawsze do naszej dyspozycji.Jeśli będziesz się źle czuła to pojedziemy do niego.

   Mama jest nieco przewrażliwiona na punkcie mojej niedoczynności tarczycy. Rozumiem ,że martwi się o mnie,ale wszystko ma swoje granice,prawda? Czasami rozmawia ze mną,jakbym była śmiertelnie chora,a to tylko jakaś głupia choroba tarczycy.

   Istnieje też pewne prawdopodobieństwo,że rodzice coś przede mną ukrywają.Jednak jeśli by tak było, na pewno domyśliłabym się. Rodzice są w stosunku do mnie szczerzy,a przynajmniej mam taką nadzieję.

- Leki powoli mi się kończą.- mówię, gdy zbieramy z mamą talerze po śniadaniu.

- Tak, zapewne. - kiwa mama. - Tata przed wyjazdem na pewno ci da. - mówi i pogrąża się w myślach.

A może jednak moje przypuszczenia okażą się prawdą? Może rzeczywiście coś jest ze mną nie tak? Może moja choroba staje się groźniejsza?

   Idę do taty do gabinetu i proszę o nowe tabletki, które powinnam codziennie zażywać.Tata kiwa głową i schyla się,aby po chwili wyjąc z szuflady dwa opakowania Surfadexu i czegoś nowego.

- Co to jest? - pytam wskazując na nowe leki.

- Ach, to są tabletki, które musisz brać raz w tygodniu w regularnych odstępach.

- Do czego mi one? - pytam zdziwiona.

   Od dwóch lat biorę Surfradex i jest wszystko okej.Zażywam je trzy razy dziennie- rano,w południe i wieczorem, a teraz tata daje mi coś nowego.To dziwne i podejrzane.

- Musisz je brać, bo Surfeadex nie jest już taki skuteczny. Powoli twój organizm się do niego przyzwyczaja i nie reaguje tak, jak powinien. Te nowe Buebale są mocniejsze i mają trochę więcej zastosowań,ale nie musisz się o nic martwić.Powinnaś się czuć dobrze.

 - Czy będę od nich tyć? - pytam prosto z mostu.
 
   Tata milczy,a ja przygotowuję się na najgorsze .Kiwam głową bez sensu i jżz wiem co muszę zrobić przed wyjazdem

- W takim razie idę spakować większe ubrania do torby, na pewno się przydadzą .- mówię i zabieram leki,aby móc je schować do torby.

   Wchodzę na strych i otwieram stara,lekko spróchniałą szafę, w której są ubrania XL. Mam nadzieję,że nie będę zmuszona ich zakładać.

   Gdy pakuje je do czarnej ,sportowej torby z moich oczu wypływają pojedyncze łzy. Czuję,że zaraz się załamię. Nie chce ponownie przechodzić w swoim życiu etapu - GRUBASKA. Chcę się czuć atrakcyjna, a nie jakaś trędowata. Nie chcę znowu martwić się o odpowiedni ubiór,tak aby wyglądać  normalnie.

Dlaczego do cholerny spośród miliardów ludzi,musiałam być akurat ja obarczona tą chorobą?

   Jesteśmy już w drodze do Londynu i niedaleko akademii jest korek,wiec musimy stać i czekać,aż ruch się rozluźni. Jestem trochę zła na tatę,że wybrał mi takie leki,ale jednak nie powinnam.Przecież to nie jego wina,że mam niedoczynność tarczycy,prawda? Postępuję źle względem niego,nie odzywając sie przez całą drogę.

- Przepraszam,że się obraziłam.Nie mam tak na prawdę za co. - zaczynam rozmowę.
- Nie martw się, Nina. Wiem,że to dla ciebie ciężkie przeżywać wszystko od  początku. - mówi tata i głaszcze mnie po ramieniu,aby dodać otuchy.

- Tato,ale czy coś się dzieje? Coś nie tak z moimi wynikami,które przysłała akademia?

- Nie. - odpowiada szybko, nieco się spinając .
- Na pewno? - pytam delikatnie,aby go nie zdenerwować.
- Tak,jeśli cos będzie nie tak to od razu do ciebie zadzwonię,dobrze Nino?
- Dobrze Tato. - odpowiadam i już sie nie odzywam,aż do akademii.

   Żegnam się z tatą i wysiadam z auta. Kieruję się w stronę bloku, jednak jest taka śliczna pogoda,więc postanawiam usiąść na jednej z ławek stojącej niedaleko i nacieszyć się ostatnimi chwilami spokoju. Zacznę brać te nieznośne leki i wszystko się zmieni. Ja się zmienię.

Muszę się zastanowić nad dniem,w którym będę brała te cholerne pigułki...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka,dziękuję bardzo za prawie 800 wyświetleń na wattpadzie oraz 6,200 na blogspocie.
Niepokojący jest tylko fakt,że liczba komentarzy cały czas maleje.Nie podoba Wam się czy co?

 Jak widzicie Nina ukazuje nam rąbek swojej choroby.Co myślicie o tym wątku?

Co do waszych próśb,nie jestem w stanie zmienić szablonu,przepraszam was bardzo. :<

A i w ogóle,ostatnio nie czuję się zbyt dobrze i nie mam siły pisać,więc myślę,że zrobię sobie krótką przerwę,czy coś. Mam coś w zanadrzu,więc nie martwicie się, nie odejdę od Was :p

No i co jeszcze? Chyba nic nie mam mądrego do napisania.Przepraszam tylko za rozdział :c 

15 kom - next xx