niedziela, 28 grudnia 2014

13.Wątpliowści.



 ROZDZIAŁ DEDYKOWANY KAŻDEMU CZYTELNIKOWI, DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO


- To było  - zaczynam rozmowę lekko zdyczana.

- Niezwykłe. – dokańcza chłopak, po czym posyła mi lekki uśmiech.

- Tak, to było niezwykłe.

Leżymy na szarym dywanie, nie odzywając się do siebie. Milczenie tym razem nie jest dla mnie udręką. Cisza relaksuje i nakłania mnie do refleksji.

Myślę o tym co kierowało chłopakiem, gdy zaczął mnie całować. Ciekawość bierze górę nad moim umysłem, ponieważ w tej chwili tylko ta myśl znajduje się w mojej głowie. Staram się nie zadawać sobie głupich pytań bez odpowiedzi, by potem nie tonąć w morzu wątpliwości. Jestem typem człowieka, który zawsze rozmyśla nad swoim postępowaniem. Czasami przez to żałuję pewnych rzeczy i w rezultacie tego, zadręczam się tygodniami.

Jednak teraz nie żałuję niczego.

Nie żałuję pocałunku.

Nie żałuję tego co czuję do Brada.

Jestem zwyczajnie szczęśliwa.

Chłopak proponuje przeniesienie się na łóżko, więc pomaga mi wstać, wyciągając swoją dłoń. Kładziemy się obok siebie, jednak miejsca na materacu nie ma zbyt wiele, dlatego ja kładę się bokiem, a Brad na plecach. Kładę swoją głowę delikatnie na jego klatce piersiowej i przymykam oczy, wdychając jego specyficzny perfum.

Zapach Brada jest niesamowity. Jego perfumy to charyzmatyczna mieszanka cytrusów z ciepłą nutą przypraw drzewnych, dzięki czemu chłopak pachnie świeżo i zmysłowo. Jestem zauroczona jego niezwykłą i oryginalną wonią.

Kiedy podnoszę powieki i kieruję wzrok do góry, zauważam Brada, jak przypatruje mi się z rozbawieniem.

 -Co Ty robisz? – parska śmiechem chłopak.

- Nic. – odpowiadam.

Czuję się, jak idiotka wąchając go, dlatego skóra na moich policzkach natychmiast staje się czerwona i ciepła. Wyglądam teraz okropnie, ale nie przejmuję się tym, ponieważ w pokoju pali się tylko mała lampka, która nie daje nam zbyt wiele światła.

- Czyżbyś się zarumieniła? – pyta, na co odpowiadam mu nerwowym śmiechem.

Ukrywam twarz w jego koszulce, dlatego chłopak nie może dostrzec mojej skóry.

- No nie chowaj się, przecież mówiłem Ci, że wyglądasz uroczo cała czerwona.

-Rzeczywiście, gdybym tylko mogła Ci uwierzyć. – odpowiadam z sarkazmem, na co chłopak odpowiada śmiesznym rechotem.

Znów milczymy przez co trochę się denerwuję. Czyżbym była taka nudna, że aż nie chce ze mną rozmawiać? Choć nasze charaktery wydają się skrajnie niepodobne, to znajdujemy czasem podobieństa. Dlaczego nie możemy pomówić właśnie o tym? Zaczęłabym rozmowę bardzo chętnie, jednak się wstydzę.

Kiedy w myślach biję się ze swoimi wadami, Brad zaczyna jeździć swoją dłonią po moich plecach, rysując na nich palcem niewidzialne wzory. Uśmiecham się na ten gest i cicho wzdycham z rozkoszy, jaką mi przynosi jego zwykły dotyk.

- Natalie powinna już przyjechać, martwię się o nią. – Brad mówi z troską w głosie

- Nie martw się, zaraz będzie. - odpowiadam sennie, wtulając się w koszulkę chłopaka.

Mijają już prawie dwadzieścia cztery godziny, odkąd wzięłam ostatnią dawkę leków, które tak silnie na mnie działają. Nadal czuję się źle, a ból głowy nie odstępuje mnie na krok. Wcześniej nie odczuwałam tego, ponieważ Brad zajmował mnie rozmową, więc byłam zajęta. Nie miałam wtedy czasu na zamartwianie się o zdrowie. Chłopak pochłaniał moje wszystkie myśli.

Spoglądam  na zegarek i widzę, że dochodzi 22. Prawie zapomniałam o wzięciu sufradexu, dlatego chcę się podnieś, jednak Brad skutecznie mi to uniemożliwia, przytulając się.

- Um ... Brad, możesz mnie na chwilę puścić? – proszę chłopaka, próbując się wyswobodzić z jego objęć.

- Gdzie idziesz? – pyta zaskoczony.

- Muszę wziąć leki. – odpowiadam machinialnie,  jednak potem gryzę się w język.

- Źle się czujesz?

- Tak, głowa coś mnie boli. Wezmę jakieś przeciwbólowe leki i mi przejdzie. – po części kłamię, lecz nic na to nie poradzę.

Nie mogę powiedzieć mu o chorobie, jeszcze nie teraz.

- Okej. – chłopak puszcza mnie, dzięki czemu mogę spokojne zejść z łóżka.

Gdy idę w stronę biurka, czuję na sobie jego wzrok, dlatego nie odkręcam się. Otwieram szufladę i odwrócona tyłem do Brada, wyjmuję tabletkę. Połykam ją i szybko popijam stojącą na biurku coca-colą.

- Nina? – zaczepia mnie, gdy już leżę obok.

- Hm?

- Przepraszam. – wzdycha i przytula mnie do siebie jeszcze mocniej.

- Za co? – pytam zdezorientowana.

- Za to, że byłem takim cholernym chamem dla ciebie przez ten trymestr. Wiem, że niezbyt umiliłem Ci pobyt w akademii za co naprawdę Cię przepraszam. Jest mi przykro. – zaczyna mówić, jednak na chwilę przestaje. – To wszystko przez Libby.

- Libby? - pytam, a na mojej twarzy pojawia się grymas.

- Och, Libby to moja dziewczyna. – odpowiada, ale potem łapie się za głowę i szybko poprawia. – Libby to moja BYŁA dziewczyna. – daje nacisk na przed ostatnie słowo i czuję, jak jego głos powoli zaczyna się łamać. – Poznaliśmy się w czerwcu na jednym z koncertów. Była z przyjaciółką i zgubiła ją, więc spytała się mnie, czy może jej nie widziałem. Potem pomogłem jej szukać i tak jakoś się stało, że zostaliśmy parą. Byliśmy ze sobą całe lato, ale gdy miałem wyjechać do akademii, w dniu wyjazdu przyszła do mnie i ze mną zerwała. Byłem na nią zły, ba, okropnie zły i  nadal jestem, bo naprawdę ją pokochałem przez te dwa miesiące. Dlatego wrzesień był takim popapranym miesiącem.

- Nadal nie rozumiem co to ma wspólnego ze mną. – odpowiadam szczerze nie wiedząc co innego powinnam powiedzieć.

- Chodzi o to, że gdy przyszedłem do Nat,  jej nie było w pokoju.

- Dlatego byłeś taki zdenerwowany. Potrąciłes mnie na korytarzu, przez co wyrzuciłam wszystko z pudła. Musiałam to sama zbierać, a Ty nawet mi nie pomogłeś.

- To byłaś ty? – pyta zszokowany.

- No.

 -Przepraszam, naprawdę. -  mówi skruszony.

-Okej, czyli podsumowując wyżywałeś się na mnie ,bo ta Libby sprawiła Ci ból. – stwierdzam ze smutkiem.

- Wiem, że nie brzmi to super.

- Ale czemu ja? – pytam Brada z wyrzutem.

- Weszłaś mi w drogę jako pierwsza.

- Aha. – tylko na tyle mnie stać, jest mi przykro.

- Wybacz mi Nina,  ja naprawdę wtedy byłem w rozterce. Zabawiałem się dziewczynami, dogryzałem tobie i kilku innym osobom, pozwól mi to naprawić. Nie chcę mieć w Tobie wroga. Może zacznijmy od początku? Nie rozgrzebujmy przeszłości, a skupmy się na tym co teraz.

- Zgoda. - mówię po dłuższej chwili zastanowienia.

Jestem w nim zakochana, a teraz gdy porozmawiał ze mną szczerze, mogę spróbować mu zaufać. Poza tym unikanie go nie wyszło by mi na dobre. Uschnęłabym z tęsknoty.

- Zgadzasz się? – pyta, aby się upewnić. – Naprawdę?

Kiwam głową i uśmiecham się. Chłopak odpowiada mi tym samym, po czym szepce na ucho ciche dziękuje. Całuje moje czoło i przyciąga do siebie. Przymykam oczy i cieszę się chwilą.

Słyszymy z Bradem, jak w drzwiach przekręca się klamka, dlatego obydwoje milczymy i czekamy na dalszy rozwój wydarzeń. Do pokoju wchodzi Natalie. Zapala światło i chyba nie zdaje sobie sprawy co robimy. Gdy jej wzrok zatrzymuje się na naszej dwójce, która leży przytulona do siebie, jej torba podróżna spada z hukiem na podłogę. Otwiera usta by coś powiedzieć, jednak nie jest w stanie.
Nasz widok bardzo ją zdziwił.

- O . MÓJ. PRZENAŚWIĘTSZY. BOŻE. - zaczyna piszczeć z zachwytu,  jednak po chwili orientuje się co zrobiła i przysłania usta dłonią.

Brad patrzy na nią, jak na idiotkę , gdy z otwartą buzią i niedowierzaniem wymalowanym na twarzy patrzy na naszą dwójkę.

- Jestem genialna, po prostu G E N I  A L N A.- mówi w końcu Nat, literując ostatnie słowo.

- Czemu? – pyta Brad z uniesioną brwią.

- Wiedziałam, że gdy Cię tu ściągnę na weekend to w końcu się pogodzicie, ale nie sądziłam, że ten weekend będzie, aż tak owocny. Jak was tu zostawiałam to skakaliście sobie do gardeł !

- Błąd. – reaguje szybko Brad, śmiejąc się. – Nie skaczemy sobie do gardeł już dłuższy czas, co nie Nina?

 - Taa. – odpowiadam. – Ej, Nat! – zaczepiam przyjaciółkę, która odwraca się od walizki i na mnie spogląda. – Zaplanowałaś to!

- Co?

- No wiesz, to wszystko.

- Nie wiem o czym ty mówisz. – wzrusza ramionami i zaczyna się śmiać.

- Przebiegła. – stwierdza Brad. – Ciekawe czy ma to po tacie, czy po mamie.

- Nieważne. - macha ręką i zaczyna się rozpakowywać. - Wiecie co?

- Hm? - mruczę.

- Powinnam udzielać rad sercowych na jakimś forum. – wyznaje Nat

- Od razu załóż biuro matrymonialne, więcej kasy na tym zbijesz. – dogryza siostrze Brad, a ja zaczynam się śmiać.

- Jesteś niemiły. – mówi Natalie.

- Dla ciebie zawsze. – odpowiada i wysyła w powietrzu całuska.

- Jesteście tacy kochani, jak razem leżycie. – wyznaje Nat na co chichoczę, a Brad kręci głową.

- Nie zniosę tych Twoich komentarzy pod naszym adresem. – powiedział żartem chłopak, po czym się zaśmiał. – Musze już lecieć, dziewczyny. – mówi,a ja słyszę w jego głosie smutek, albo po prostu mam jakieś schizy. – Do zobaczenia. – powiedział i pocałował mnie po raz kolejny w czoło.

MAM TEŻ USTA, Brad. – moja wewnętrzna ja się odzywa, na co parskam,a on patrzy zdziwiony.
Uśmiecham się tylko do niego i macham ręką, aby o tym zapomniał. Chłopak zabiera swoje rzeczy i macha nam na pożegnanie. Wodzę cielęcym wzrokiem, jak chłopak wychodzi i gdy nie ma go już w naszym pokoju, ciężko wzdycham.

To był wspaniały weekend.

                                                                                       *   *  *

- ŻE CO? – Anna staje, jak sparaliżowana w miejscu, gdy dowiaduje się, że Brad mnie pocałował.

- Jakoś tak wyszło. – mówię niechętnie, ponieważ teraz żałuję, że jej o tym powiedziałam.

- Nie mogę w to uwierzyć, uszczypnij mnie. Chcę wiedzieć czy to nie jest sen.  – robię to o co mnie prosi, na co piszczy.

- Sama się prosiłaś. – mówię, dusząc się ze śmiechu.

- Więc co, jesteście parą, przyjaciółmi, sex przyjaciółmi, czy co?

- Serio, sex przyjaciele? – pytam z niedowierzania i daję jej kuksańca w bok. – Nie wiem na czym stoję. – odpowiadam szczerze.

- W takim razie porozmawiaj z nim.

- Ale Ann, nie wiem sama. Mam wątpliwości, bo co jeśli ten pocałunek nic dla niego nie znaczy?

- A dla ciebie?

- Co?

- Znaczył coś dla ciebie?

- Przecież wiesz. – wyznaję, rumieniąc się.

- To idź i z nim pogadaj , inaczej to nie ma sensu. Nie możesz czekać, aż tamten się obudzi.

- A jeśli to tylko zabawa?

- Niech tylko spróbuje się tobą pobawić, a tego ostro pożałuje. Jego skarb przestanie być skarbem

- Ann nie wiedziałem, że jesteś aż taka ostra. - mowi Tris ,przyłączajac się do nas, gdy siedzimy na ławce niedaleko szatni. Anna rumieni się, wyglądając przy tym bardzo słodko.

- Czy ty zawsze musisz się wtrącać do naszych rozmów, gdy mówimy o ważnych rzeczach? - pytam z wyrzutem przyjaciela.

- Skoro zrobiłem to dwa razy, to sądzę, że tak. - odpowiada Tristan i śmieje się na własne słowa. - A więc komu chcecie odebrać diamenty?

- Niech cie to tak nie obchodzi. - wystawiam język do przyjaciela i także się śmieje.

- Czyli mi nie powiedzie. - Tris udaje zawiedzionego.

- Gdybyś się dowiedział, musiał byś umrzeć. - odzywa się w końcu Ann. Wydaje się być onieśmielona towarzystwem chłopaka.

- To już mi się chyba odechiało wiedzieć. Chcę jeszcze trochę pożyć. - odpowiada i puszcza do Ann oczko, która w odpowiedzi głupio chichocze. Kręcę głową na tą scenę, dusząc w sobie śmiech.

- Zostawiam Was gołąbki i spadam do automatów po śniadanie. - mówię i żegnam się z nimi.

Gdy stoję przy maszynach i wrzucam monety, ktoś podchodzi od tyłu i zakrywa mi dłońmi oczy. Odwracam się w stronę tej osoby i widzę przed sobą uśmiechniętego Jamesa.

- Hej James. - witam się z kolegą.

- Cześć. Co robisz? – pyta w tym samym czasie, gdy zamówiony przeze mnie rogal w foliowym opakowaniu, spada na dół automatu. Wyjmuję go i macham chłopakowi przed oczami.

- Przyszłam po śniadanie.  – odpowiadam. – Jak wycieczka do Oxfordu? – pytam odsuwają się od maszyny, przy okazji robiąc miejsce Jamesowi. Chłopak wrzuca monety i po chwili wyjmuje butelkę wody.

- Było naprawdę świetnie. Potrzebowałem chwili odpoczynku przed egzaminami. W końcu w czwartek mam zaliczenie z biologii.

- Dasz radę.

- Wiem.

- Och, skromniś. – zauważam i cicho się śmieję, na co chłopak mi wtóruje.

Odchodzimy kawałek od maszyn i kierujemy się na główy korytarz. W między czasie rozmawiamy na temat szkoły i zespołu, gdy nagle James pyta:

- Jak Ci idą próby do występu po feriach?

- Zupełnie o tym zapomniałam. - odpowiadam łapiac się za głowę ze zmartwienia. - Gdy będę w domu to pomyślę nad repertuarem.

- Szybko się obudziłaś. - zauważa i śmieje się ze mnie.

- Nie śmiej się. - mówię i uderzam go lekko w twarde ramię, którego mięsnie specjalnie napina. - Auu, jakie masz twarde ramię!

Chłopak tylko się śmieje i odprowadza mnie pod klasę od matematyki. Przed salą juz czeka na mnie Ann, rozmawiając jeszcze z Tristanem. Uśmiecham się na ten widok i podążam z Jamesem w ich stronę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział miał być w sylwestra,ale nie mogłam się powstrzymać i doczekać,więc wstawiam dzisiaj.Kolejny będzie dopiero po nowym roku :>
Boziu, pod ostatnim postem naprawdę się postaraliście.TYLEEEEEE KOMENATRZY *-* Kocham Was <3
 Oby więcej takich gestów z waszej strony :*
Ja tymczasem spadam, bo za pół godziny pierwsze skoki indywidualne z Konursu Czterech Skoczni.Czy ktoś kocha skoki tak bardzo, jak ja?

JESZCZE RAZ SZCZĘSLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI :*   + dziękuję za każde życzenia

20 kom - next

wtorek, 23 grudnia 2014

12. Coś za coś.


  < przed czytaniem włącz proszę piosenkę Jessie Ware - Say You Love Me [ link ] >
  

ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ @puknird i @MerryFrii


Czuję okropny ból głowy, kiedy budzę się i widzę przed sobą klatkę piersiową Brada. Chłopak miarowo oddycha i cicho pochrapuje sprawiając, że chichocze. Wczorajszy wieczór ,choć strasznie się zaczął, to zakończył się przyjemnie.

Słowa Brada, które wypowiedział, gdy zasypiałam są tak magiczne, że wydają się nieprawdziwe.

Ciągle powtarzam sobie, że to tylko bajka i kolejny mój wymysł, bo taki chłopak, jak on nie mógłby powiedzieć czegoś takiego do tak marnej dziewczyny, którą jestem. Po za tym jego zachowanie względem mnie staje się z dnia na dzień coraz bardziej dziwne i skomplikowane. Już nie wiem co o tym wszystkim myśleć.

Gdy Brad mówi mi coś miłego czuję, jak w moim brzuchu lata stado motyli. Przebywanie w jego towarzystwie sprawia mi ogromną radość, nawet kiedy nieudolnie mnie rani, staram się na to nie patrzeć. Być może jestem głupio  zaślepiona jego osobą i nie zwracam uwagi na jego wady, ale to chyba normalne u zakochanej dziewczyny. Każde kolejne jego nieraniące mnie słowo sprawia, że zakochuję się jeszcze bardziej, przeżywając to intensywniej.

Lekko się poruszam i biorę swój telefon, aby sprawdzić godzinę, ponieważ robi mi się trochę niewygodnie. Brad rozpycha się nieco na tym stosunkowo małym łóżku, przez co mam ograniczone ruchy. Wzdycham, gdy widzę na wyświetlaczu godzinę 12.

Jak to się stało, że spałam tak długo?

Odkładam telefon na szafkę nocną, jednocześnie napierając  na ciało chłopka, z którego ust wyzwala się cichy jęk. Opadam szybko przerażona na swoje poprzednie miejsce i przymykam powieki, jednocześnie udając, że śpię.

- Dzień dobry. - mruczy cicho zaspanym głosem do mojego ucha.

Otwieram po woli oczy i widzę uśmiechniętego Brada, który spod przymrużonych powiek patrzy na mnie.Idealny widok na rozpoczęcie dnia.

- Dzień dobry. - odpowiadam, posyłając chłopakowi uśmiech.

Nie czuję skrępowania, ani nic poza tym. W tej chwili jestem po prostu szczęśliwa.

- Jak spałaś? - pyta.

- Całkiem dobrze. - odpowiadam cicho.

- Naprawdę? Ciągle się kręciłaś, a poza tym kilka razy wstawałaś i mówiłaś coś do siebie. Narzekałaś też na ból głowy, więc szukałem czegoś przeciwbólowego w twoim biurku, ale nic nie znalazłem poza stosem innych tabletek.

- Och.- wyrywa się z mojego gardła. - Więc Ty pewnie się nie wyspałeś? - zagaduję, aby odbiec od tematu tabletek.

- Wyspałem się, mimo że zrzuciłaś mnie kilka razy z łóżka. - śmieje się Brad. - A i dostałem dwa razy z pięści. Raz w oko, a drugi raz w nos. - dodaje.

- Przeprasza Brad, nie chciałam. - mówię, czując poczucie winy.

-Nieważne, nie zaprzątaj sobie tym główki, mała. - mówi i całuje lekko moje czoło.

Co mu się stało?

Leżymy w milczeniu przez dłuższą chwilę. Nie wiem co mówić, ani robić, więc tylko milczę i czekam, aż to on wyjdzie z inicjatywą.

- Martwiłem się w nocy. - w końcu wyznaje Brad.

- Dlaczego?

- Miałaś niespokojny sen, ale to nie było to. Najbardziej przeraziłem się tym bólem i gdy nic nie znalazłem, zaczęłaś trochę płakać. Boże, Nina co jest z tobą nie tak? Czy Ty chorujesz na coś? Normalne osłabienie tak nie wygląda, nie jestem aż taki głupi by zauważyć, że jest z tobą coś nie tak.

- Wszystko ze mną w porządku, nie martw się. - odpowiadam lakonicznie.

- Jak mam się nie martwić? A te leki, co ma oznaczać cała szuflada tabletek?

- Nie twoja sprawa.-  odpowiadam,ale zaraz tego  żałuję. Nie mogę być dla niego niemiła,bo powróci dawny Brad i będzie koniec naszej sielanki. - Przepraszam Brad, ale nie jestem jeszcze gotowa na to, aby mówić o tym komukolwiek.

- Obiecaj, że kiedyś mi powiesz.

- Obiecuję.

Chłopak przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej, więc wtulam się w jego ciało i przymykam oczy. Jest mi tak cholernie dobrze.


*   *   *

- Co robimy? - pyta  chłopak, gdy siedzimy po śniadaniu na plastikowych, zielonych krzesłach.

- Nie wiem, nadal nie mam siły żyć. - wyznaję, lekko zjeżdżając z śliskiego krzesła.

- Może obejrzymy sobie jakiś film, czy coś?

- Jakieś konkrety? - pytam zaciekawiona propozycją Brada.

- To zależy co lubisz. - chłopak wzrusza ramionami.

- Nie wiem, lubię romanse i przygodowe.

- A akcja?

- Nieeeee. - kręcę głową z przekąsem.

- Horror?

- Wystarczy, że czytam  książki Stephana Kinga.

- Kryminał?

- Okey.

- Serio, kryminał?

- Czemu nie? - pytam zaskoczona jego zdziwieniem.

- Nie, nic... - kręci głową - To co, może obejrzymy sobie na BBC One Sherlocka? - proponuje Brad, gdy piję wodę. O mało nie wypluwam cieczy, gdy słyszę nazwę mojego ulubionego serialu. Otwieram szerzej oczy i patrzę na Brada przenikliwym wzorkiem.

- Co? - chłopak marszy brwi, wyglądając zabawnie.

- Nic, Sherlock to mój ulubiony serial! - oznajmiam.

- Nie. - Brad kręci głową i śmieje się.

- Tak.

- To chyba nie przypadek, ale mój też. - mówi, na co chichoczę. - Wiesz co, Nina?

-Hmm?

- Chyba zaczynam cię coraz bardziej lubić. - wyznaje Brad, na co się rumienię.

Odwracam wzrok zakłopotana i udaję, że te kilka słów wcale mnie nie poruszyło.


*   *   *

- Denerwuje mnie zachowanie Sherlocka względem Molly, on nie może tak odrzucać miłości. - wyznaję, gdy oglądamy trzeci odcinek z kolei.

- Wy dziewczyny w serialach zwracacie uwagę tylko na miłość, chociaż to serial o kryminalnych zagadkach. - zauważa.

- Nieprawda, potrafię dostrzec też pomysłowość i kreatywność scenarzystów, jakoś wykonania serialu, doceniam całą fabułę, grę aktorską Benedicta, ale no gdy tak patrzę na ten wątek między Sherlockiem, a Molly to och...nawet nie wiem jak się wysłowić.

- Oo, to do ciebie niepodobne. - rzuca kąśliwą uwagą Brad, na co wywracam oczami.

- Chodzi mi o to, że Sherlock choć ma zero empatii, jest socjopatą i niekiedy zachowuje się, jak psychopata to ma jakieś tam ludzkie uczucia. Musi coś czuć i nie raz przecież dawał znaki Molly, zastanawiam się tylko po co? Żeby od tak sobie coś porobić, bo mu się nudzi? Nie sądzę... Skoro wie, że nie chce żadnej miłości to niech nie daje jej fałszywych nadziei.

Brad jakby poważnieje i staje się na chwilę spięty. Nie rozumiem  o co mu chodzi, więc przestaje już poruszać ten temat i zwyczajnie, bez żadnych rozmów oglądam odcinek.


*   *   *

- Niedługo wróci Nat - zaczął temat Brad, przy okazji ziewając, gdy na zegarku była godzina 20.

- Tak.- odpowiadam cicho, będąc trochę smutna, ponieważ Brad za dwie godzinki pójdzie do siebie.

- Musimy kiedyś powtórzyć takie oglądanie, twoje uwagi strasznie mnie bawią.

- H a  h a - mówię z sarkazmem, a Brad zaczyna się śmiać.

Siedzimy na moim łóżku, opierając plecy o ściany. Nasze ramiona są niebezpiecznie blisko i gdy któreś z nas wykonuje jakiś ruch, stykamy się. W tej chwili Brad osuwa swoją głowę na moje ramię i rozsiada się, co raz bardziej zabierając mi miejsce. Dotykam jego nieułożonych włosów i  mierzwie je dłonią. Śmieję się, gdy Brad zwraca mi uwagę i zabawnie marszy nos.

Odstawiam bezpiecznie laptop na biurko, aby nie zrzucić go na podłogę, gdy nie będziemy go używać, lecz kiedy chcę wrócić na łóżko i usiąść w spokoju, Brad łapie mnie za rękę i przewraca na podłogę. Śmieję się głośno, gdy chłopak dotyka mnie w tali i łaskocze. Przenosi rękę na szyję i odnajduje mój najczulszy punkt, w którym czuję łaskotki najbardziej.

Próbuję się bronić przed dłońmi Brada, jednak chłopak skutecznie mi to uniemożliwia. Łaskocze mnie teraz po całym ciele, przez co śmieję się jeszcze głośniej. Gdy ręka Brada znów powraca na moją szyję, przekręcam się w taki sposób,że siedzę na nim okrakiem.

Czas się zemścić.

Łaskoczę Brada po całym ciele w podobny sposób, jak on robił to mi .Ciągle się śmiejemy i gdy myślę, że to już koniec naszej dzikiej zabawy, próbuję wstać na równe nogi. Jednak Brad łapie mnie za rękę i jeszcze raz ciągnie na podłogę.Gdy jest na górze, łaskocze mnie ze zdwojoną siłą.

- Brad, wstań ze mnie. - mówię, jęcząc z bólu.

- Ale mi tu wygodnie.

- Jesteś ciężki. - fukam.

- Ja jestem ciężki? - pyta, udając urażonego.

- NO TAK! - krzyczę, przy okazji się śmiejąc.

- To nie złażę z ciebie. - mówi dumnie się uśmiechając.

- Pooooooszęęęęęęęęęęę... - błagam go, ale on nic sobie z tego nie robi. Zakłada ramię na ramię i patrzy na ścianę, udając naburmuszonego.

- Musisz mnie jakoś przekonać.

- Jak? - pytam wywracając do góry oczami.

- Nie wiem, wymyśl coś.

- Nie potrafię, Brad wstań ze mnie. - mówię, gdy robi mi się niewygodnie. Choć na takiego nie wygląda, to Brad jest ciężki.

- Coś za coś. -  mówi z chytrym uśmieszkiem.

-To znaczy? - pytam z lekka przerażona, ponieważ jego uśmiech nie wróży mi nic dobrego, jestem pewna.

- Daj się pocałować. - oznajmia, a ja natychmiast milknę.

DAJ. SIĘ. POCAŁOWAĆ.  -  trzy słowa.

Nigdy tego nie robiłam, więc wpadam w panikę.

Nie odpowiadam nic i cicho czekam na dalszy ruch Brada. Chłopak przenikliwie patrzy w moje oczy, na co się peszę i odwracam wzrok gdzieś w bok. Ciepłymi dłońmi dotyka mojego policzka  i przesuwa palcami lekko po skórze, wprawiając mnie w drżenie.

Nasze oddechy stają się głębokie. Jego wargi lekko dotykają moich, a kiedy łączą się w pocałunku, wszystko dookoła znika.

Jest nas tylko dwoje i nic poza tym.

Na początek Brad całuje mnie delikatnie, co wydaje się być romantycznym gestem z jego strony.

Potem gdy rozchylam lekko usta, pocałunki stają się bardziej odważne i namiętne.

Czuję się ,jak w niebie.

To idealny pierwszy pocałunek.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

ale mam fangirls feels po tym rozdziale, a Wy?

Postanowiłam dodać go dzisiaj w przeddzień świąt i moje imieniny hahaha :p . W wigilie podobnie, jak ja możecie nie mieć wolnego czasu, bo całe te przygotowania i tak dalej...

A więc czas na życzenia.

Wszystkiego najlepszego!
Dużo zdrowia szczęścia, pomyślności,
sukcesów w nauce oraz nie tylko w niej.
Spotkania swoich idoli.
Miliona selfies z nimi,
tysiąca razem spędzonych godzin i 
setek wspaniałych wspomnień.
Szczęśliwego nowego roku!
Niechaj będzie lepszy od poprzedniego!

Wasza Wika :*

Następny rozdział albo w sylwestra,albo po nowym roku.Zobaczymy,jak się postaracie. :*

20 KOM- NEXT


czwartek, 18 grudnia 2014

11.Przyjemny wieczór


 dedykuję rozdział @krejzimonkey i @Paulcia3001


- Może powinnam zadzwonić do Brada, żeby przyszedł i z Tobą posiedział wieczorem. Jesteś blada, więc nie chcę cię zostawiać samej. - mówi przejęta Natalie, dopinając  małą walizkę.

Jeszcze mi tu Brada brakowało...

- Naprawdę nie musisz, jutro będzie dobrze, tak myślę.

- Martwię się o Ciebie. - podchodzi do mnie i przytula się. - Jak coś,  to pisz do mnie albo do Tristana, Jamesa, mamy, taty, Brada, Cona, Ann.

- Nat, nie jesteś moją matką. Przestań się aż tak przejmować, to zwykłe osłabienie. - kłamię.

- Oby! - mówi, zakładając torbę na ramię. - Ja już lecę bo spóźnię się na autobus. Do niedzieli Nino. - otwiera drzwi i macha mi na pożegnanie.

Gdy dziewczyna wychodzi, zakluczam drzwi, aby nikt nie wszedł i przebieram się w szare spodnie od piżamy i różową koszulkę. Nie lubię jej zbytnio, ale jest tak wygodna , że nie mogłam się powstrzymać i zabrałam ją ze sobą do akademii.

Gdy jestem już gotowa do snu, patrzę na zegarek. Jest dopiero 19, a może aż 19. Powinnam wziąć teraz ostatnią dawkę tego przeklętego lekarstwa. Połykam szybko pigułki i kładę się na łóżko, starając się nie myśleć o tabletkach i całym bólu, jaki towarzyszy mi przez cały dzień.

Ktoś puka do drzwi, więc dziwię się. Nikogo nie zapraszałam, a Ann miała wyjechać do dziadków, więc nie wiem kogo się spodziewać. Otwieram drzwi, a uśmiechnięty Brad nonszalancko opiera się o ścianę,w ręku trzymając dużą czarną sportową torbę.

- Co tu robisz? - pytam szczerze zdziwiona.

- Jak to co? Stoję, nie widzisz?

Och,Brad dupek powraca...

- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak stali przez całą noc? - pyta, a ja odchodzę od drzwi, pozwalając mu wejść do pokoju. Chłopak wchodzi do pokoju i zaraz po tym zamyka drzwi na zamek.

- Dlaczego zamknąłeś moje drzwi?

- Nie zgwałcę Cię, więc się nie martw. - mówi i rzuca się na łóżko Natalie.

-Nie o to mi chodzi, Brad.- odpowiadam mu, wywracając oczami. - Nat Ci kazała tu przyjść, tak?

- Sam raczej wybrałbym inny sposób spędzania piątkowego wieczoru, nie sądzisz?

- Mówiłam jej żeby nigdzie nie zdzwoniła. - zaczyna tłumaczyć, czując się winna całemu zajściu.

- Yhym, uważaj bo Nat cię posłucha. - chłopak wybucha śmiechem, a ja siadam na swoje łóżko.

- Jeśli chcesz to możesz sobie pójść, najwyżej skłamiemy Nat, że byłeś ze mną przez cały weekend. - proponuję, ale on tylko kręci głową i zaczyna się śmiać.

- Chcesz mnie się pozbyć? - pyta. - Myślałem, że przebywanie w moim towarzystwie sprawia Ci przyjemność. Jarasz się mną. - mówi z pewnym siebie wyrazem twarzy, który mam ochotę teraz zmazać.

- Czemu jesteś takim pewnym siebie dupkiem? - rzucam prosto z mostu.

- Ooo, Nina. Nie bądź od razu taka ostra. - śmieje się ze mnie, a ja staję się jeszcze bardziej czerwona niż jestem. - Uroczo wyglądasz, czerwieniąc się.

Brad,nie teraz, nie w takiej chwili. - mówię do siebie w myslach.

- Ostatnio jak się czerwieniłam ze złości powiedziałeś w subtelny sposób, że jestem brzydka.

- Nadal to rozpamiętujesz? - spytał.

- Sorry, ale pewien chłopak w lokach nie pozwalał mi zapomnieć o tym incydencie przez cały wrzesień.

- To musiał być jakiś głupi chłopak. - mówi Brad, żartując z samego siebie.

Boże, co z tym chłopakiem do cholery nie tak? Miły, niemiły, miły, niemiły... Niech się zdecyduje!

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiadam i obydwoje zaczynamy się śmiać.

- Co masz zamiar dziś robić? - pyta, gdy już obydwoje leżymy na łóżkach i szperamy w telefonach.

- Źle się czuję, więc chciałabym się położyć spać. - mówię, jednak potem gryzę się w język.

Jestem taką okropną paplą.

- Coś nie tak? - pyta Brad, zmieniając pozycję. Nadal leży, jednak teraz bokiem,  przytrzymując ręką głowę.

- Nieważne.- kręcę głową, aby urwać temat.

- Czemu źle się czujesz? Nat coś mówiła o osłabieniu, ale nie bardzo się tym przejąłem. W  tym świetle wyglądasz marnie i blado.

- Dzięki, naprawdę dzięki, Brad. Zawsze wiesz, jak pocieszyć dziewczynę.

- Do usług. - mówi i uroczo chichocze. - A tak na serio?

-Nic mi nie jest. - mówię, a za oknem zaczyna zrywać się wiatr.

Brad podchodzi i odsłania maksymalnie zasłonki, aby móc przyjrzeć się widokowi za szybą. Wpatruje się w gałęzie poruszane przez wiatr, po czym zasuwa zasłony i siada na łóżku, opierając plecy o ścianę.

- Chyba będzie burza. - stwierdza, a ja czuję,jak moje ciało się spina. Nienawidzę burzy, bardziej niż wszystko inne.

- Świetnie. - wzdycham. - Będziesz tu spał? - pytam i wskazuję na czarną torbę, leżącą przy szafie.

-Ta.

-Och, okay.

Staram się ukryć entuzjazm, który we mnie wzbudził tym jednym, prostym słowem. Jestem prze szczęśliwa, wiedząc, że podczas burzy będzie ktoś ze mną w pokoju, a fakt, że będzie tą osobą Brad, uszczęśliwia mnie jeszcze bardziej.

Co prawda cały tydzień go unikałam, tak samo, jak w dzisiejsze południe, jednak mam ochotę dać mu szanse. Może porozmawiamy, jak zwyczajni ludzie, nie kłócąc się o nic.

Gdyby nie ten jego zmienny charakter, byłabym zakochana  po uszy.


*   *   * 

Na zegarku dochodzi do dwudziestej drugiej. Wciągu tych kilku godzin rozmawiamy ze sobą, jak zwyczajni znajomi. Co prawda, Brad i jego ego, nie dają o sobie zapomnieć i co jakiś czas chłopak żartuje ze mnie.

Podejmujemy raczej neutralne tematy. Mówimy o szkole, zespole i sprawach bieżących z akademii. Żadne z nas nie ma odwagi zacząć poważniejszego tematu. Brad już najwidoczniej nie chce ze mną rozmawiać o tym, o czym chciał tydzień temu, a ja nie chcąc być nachalna i ciekawska, nie dopytuję.

Chociaż jest dopiero 22 to w wyniku zażycia lekarstwa, jestem zmęczona. Ponadto skutki brania leków uwydatniają się jeszcze bardziej, niż podczas lekcji. Czuję, jakby ktoś przewiercał mój brzuch, a w głowę walił  ogromnym młotem. Staram się tego nie pokazywać, aby nie wzbudzić w Bradley'u żadnych podejrzeń.

Ziewam po raz kolejny i wstaję z łóżka. Musze pójść przygotować się do snu, dlatego chwytam szybko swoją różową kosmetyczkę i ręcznik, po czym idę do łazienki. Tam nakładam na twarz krem oraz związuję włosy w ciasnego warkocza, aby wstając jutro rano, nie mieć szopy. Szczotkuję jeszcze zęby, po czym wracam do pokoju.

Gdy otwieram drzwi Brad stoi w samych bokserkach  przy moim biurku czytając coś. Kiedy słyszy dźwięk otwierania drzwi, odwraca się od mebla i chwyta za spodenki, które trzymał w dłoni.

To było dziwne. - myślę sobie.

Patrzę nieco onieśmielona na jego gołą klatkę piersiową, będąc jak zahipnotyzowana. Dopiero jego głos sprawia, że budzę się z tego dziwnego transu i przenoszę wzrok na ścianę. Siadam szybko na łóżko i patrzę wszędzie tylko nie na niego.

- Możesz popatrzeć. - mówi rozbawiony, widząc moje zakłopotanie.

Potakuję głową, jednocześnie uśmiechają się do niego w nerwowy sposób. Odsłaniam lekko kołdrę i wciskam się pod nią.

Kiedy koszulka leży na klatce piersiowej, Brad zgasza światło w pokoju i również kładzie się na łóżku, z tym , że nie na moim, a Natalie.Wyjmuje telefon, przez co niebieska poświata wyświetlacza, rozświetla nam pokój.

Przymykam oczy i pragnę znaleźć się już w krainie snów, jednak przerywa mi to głośny dźwięk grzmotu.

Przypuszczenia Brada się sprawdziły, dlatego jestem przerażona. Moje ciało się spina, a w głowie powstają najczarniejsze scenariusze, ponieważ od dziecka boję się tego zupełnie niepotrzebnego zjawiska pogodowego.

Tym razem grzmot jest jeszcze głośniejszy, niż poprzedni, a piorun jaśniejszy. Mimo ciemnych grubych zasłon rozświetla cały pokój, sprawiając, że przez chwilę jest biały.Wiercę się niespokojnie na łóżku, ubolewając nad pogodą.

Znalezienie dobrego miejsca na małym łóżku, wydaje się być czymś niemożliwym. Przekręcam się non stop z lewego na prawy bok, mając nadzieję, że to coś pomoże, jednak nic. Nie jestem w stanie zasnąć, choć zmęczenie daje o sobie znaki.

Gdy po raz kolejny przekręcam się tym razem w stronę ściany, Brad cicho chichocze, na co się rumienię. Słyszę, jak podnosi się ze swojego łóżka i idzie w moją stronę.

Momentalnie odwracam się w jego stronę i marszczę brwi, nie mając pojęcia o co może mu chodzić.

- Posuń się trochę. - mówi cicho, prawie szepcząc.

Patrzę na niego nieufnie, nie wiedząc czy jego zamiary są dobre, jednak gdy posyła mi uroczy uśmiech, mówiący o tym, żebym była spokojna, robię to. Przesuwam się do ściany, dotykając jej plecami.

- Leż spokojnie i nie trzęś się, jak galareta. - mówi do mnie rozbawiony.

- Po co w ogóle przyszedłeś? - pytam cicho, nie mając pojęcia dlaczego. W pokoju jesteśmy przecież tylko my.

-Nie mogę znieść tego jak się wiercisz. - odpowiada - A teraz, gdy będziemy razem leżeli, nie będziesz miała gdzie się przekręcić. - dopowiada uśmiechając się.

Gdy chcę się przekręcić tyłem do niego, uniemożliwia mi to, kładąc rękę na moim biodrze.

-Trzymaj łapy przy sobie. - odpowiadam szorstko, na co on śmieje się w moje włosy. - Mówię poważnie, Brad. - patrzę w górę w jego oczy, jednak on nic sobie z tego nie robi.

- Przecież to tylko ręka. - zaczyna się bronić, ale natychmiast mu przerywam.

-Teraz ręka, a potem? Nie wiadomo co ci strzeli do tej zboczonej głowy.

Brad parska śmiechem, a ja w tym czasie próbuję się przekręcić. Niestety nic z tego. Chłopak przysuwa się do mnie, jeszcze bardziej uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.

- Więc twierdzisz,że jestem zboczony? - pyta z zadziornym uśmiechem.

- Nieważne, powiedziałam to od tak sobie. - kłamię, bo doskonale wiem, że chłopak taki jest.

- A może nie jesteś tego pewna i muszę Ci to jakoś udowodnić? - pyta przyciszonym głosem, sprawiając, że mój oddech jest nierówny.


- N - nn - nie musisz. - ledwo odpowiadam, ponieważ robi mi się gorąco.


Chłopak sunie delikatnie swoją dłonią z mojego biodra, na pośladek. Zaciska na nim palce, na co lekko się wzdrygam. Choć jest to przyjemne to muszę to przerwać.

-Prze - przestań. - znowu się jąkam, ponieważ czuję gorący oddech Brada na szyi. Chłopak obsunął się na materacu niżej, więc leży teraz na równi ze mną.

Dotyka lekko swoimi malinowymi ustami mojej szyi, jednak jej nie całuje.

- Brad,  masz natychmiast przestać. - mówię twardo, wyrywając się z tego niebezpiecznego stanu, w jaki wprowadza mnie chłopak.

- Och, już dobrze, dobrze. - jęczy Brad i powraca do dawnej pozycji z ręką na moim biodrze.

Burza po raz kolejny nie zawodzi, a głośny grzmot wypełnia, jednocześnie panującą w pokoju ciszę.Wzdrygam się ponownie, w wyniku zimnego dreszczu, który przechodzi przez moje ciało i zaciskam mocno palce na szarej poduszce.

- Boisz się burzy? - pyta Brad, widząc moją reakcje.

Kiwam jedynie głową, zaciskając powieki jeszcze bardziej, gdy światło błysku przedostaje się do pokoju poprzez szczelinę między firankami.

Burza to jedyny strach, którego nie potrafię przezwyciężyć.

- Nie bój się, jestem przy tobie. To naprawdę nic strasznego. - mówi chłopak łagodnym tonem.

Tonem,który kocham u niego najbardziej.
Tonem,który słyszę może trzeci raz w życiu.
Tonem,który pragnę słyszeć codziennie.

Przez kilka minut panuje cisza, więc mam nadzieję, że Brad już zasnął. Podnoszę oczy do góry, by sprawdzić czy śpi, jednak chłopak przygląda mi się. Odwracam wzrok i zamykam oczy.

- Nadal czujesz się osłabiona? - pyta przejęty, co jest dla mnie dużym zdziwieniem.

- Yhym. - mamroczę cicho pod nosem.

- Nina, czy to na pewno zwykłe osłabienie? - ponownie pyta, jednak tym razem bardziej podejrzliwie.

- Taa...

- Ale?

- Ale nic. - urywam temat.

Nachodzi mnie ochota, aby komuś się wygadać i opowiedzieć o swojej chorobie, ale boję się, jak cholera.

- Mam wrażenie, że coś ukrywasz. - stwierdza.

- Ty zapewne też, kaźdy ma swoje tajemnice. - odpowiadam, nadal mając przymknięte oczy.

- Nino, spójrz na mnie. - mówi cicho. - Nie lubię do ciebie mówić, gdy unikasz mojego wzroku.

Zaraz...co? 

Pomijając fakt, że Brad ledwo mnie akceptuje, a ja jestem w nim zauroczona, to moglibyśmy uznać, że to zdarzenie, które teraz ma miejsce jest romantyczne. Jest tylko zasadnicze 'ale' - moglibyśmy.

Wiem, że ta moja sympatia względem Brada to jakiś poraniony pomysł, ale nie potrafię się jej wyzbyć, nie po dzisiejszym wieczorze, o nie...

Gdy moje powieki stają się już cięższe, przymykam oczy i prawie odpływam do krainy Morfeusza.Słyszę jeszcze tylko ,jak Brad kręci się na łóżku, przysuwając do mnie jeszcze bardziej.

Obejmuje mnie szczelniej swoim ramieniem i szepce do ucha:

- Gdy mówiłem, że wolałbym spędzić ten piątek w inny sposób - zaczyna mówić, po czym na chwilę stopuje. - Kłamałem.

Bicie mojego serca znacznie przyśpiesza i czuję się, jakby co najmniej powiedział, że chce, abym została jego żoną.

Teraz jestem pewna.To już nie jest zauroczenie. - zakochałam się.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
O. MÓJ. BOŻE.


1,5 K odczytu i 212 gwiazdek na wattpadzie oraz 8,1 K wyświetleń na blogspocie.

CZY JA ŚNIĘ?!?

Chyba tak,kurcze nie wiem jak Wam wszystkim dziękować.Jesteście najlepsi <3

a jak rozdział? trochę fangirls feels było, co nie? mam nadzieję, że już nie będziecie narzekały na brak Brada, bo od teraz będzie go coraz więcej, aż będziecie miały go dość.SERIO XD.

po za tym już mam gotowy rozdział 12 i on jest taki omfg. w ogóle wiecie co? miałam taki super seeeen i humor mi dopisuje więc jej. tak to jest jak się crush śni hahhaa  przez to będzie w kolejnym rozdziale tyle tego wszystkiego ,ze djbsanjfcbsendfkjbnf *-*  gdy go czytam to sie sama jaram,ale Was potrzymam jeszcze w niepewności i jak się postaracie troszkę to dodam go w wigilię,awh <3 taki prezent ode mnie dla Was xx

wystarczy tylko,że skomentujecie rozdział,to na prawde nie wiele dla Was,ale dla mnie to strasznie wielka motywacja do dalszej pracy.

pozostawiam Was z fangirls feels i lecę myśleć nad kolejnym rozdziałem,uhuhuhuuh

PS.   OFICJALNIE SHIP NINY I BRADA NAZYWA SIĘ  -   B R I N A  


15 KOM - NEXT







środa, 10 grudnia 2014

10.Pomocna dłoń





   Czas w akademii płynie zdecydowanie za szybko. Nim się obejrzę, jest już końcówka pierwszego trymestru. Jak to możliwe? Mam wrażenie, jakbym wczoraj dopiero przyjechała do akademiku. Niespełna półtora miesiąca temu, wszystko wydawało się być takie nowe i przerażające, a teraz jestem tu. Znam prawie całą akademię, choć jej rozmiary są naprawdę ogromne.

Dziś piątek - dzień, który wybrałam do przyjmowania nowych leków.

   Według zaleceń taty, powinnam brać je trzy razy dziennie, czyli rano, w południe i wieczorem. Jest 8.20, więc to odpowiedni czas na wzięcie pierwszej dawki, tego cholerstwa.Wyrzucam z paczki trzy listki, na których rzędami są zapakowane tabletki. Wyciągam trzy, po czym dwie z nich wkładam do specjalnego, plastikowego pojemniczka, przedzielonego na 4 części - czyli 4 dawki. Wrzucam do połowy z nich po jednej tabletce nowych lekarstw i po 2 starych.

Czuję, że po takich dawkach mój stan fizyczny będzie okropny.

   Cieszę się jednak, że Natalie nie będzie ze mną. Dziewczyna wyjeżdża wraz z innymi ludźmi z klas trzecich i czwartych na wycieczkę do Oxfordu, aby zwiedzić uniwersytet w ramach wygranego projektu edukacyjnego. Nie będzie jej aż do soboty, kiedy to wróci w nocy.

   Jak na razie nikt nie wie o mojej chorobie, nawet Tris. Dlatego chcę to utrzymać w tajemnicy najdłużej,jak się da.

   Łykam nowe pigułki, po czym popijam je mineralną wodą. Czuję, jak ciecz przepływa przez mój przełyk. Widzę mroczki przed oczami, dlatego przymykam na chwilę oczy i opieram się o biurko, aby odetchnąć.

   Silne tabletki zawsze działają na moje samopoczucie bardzo źle. Zazwyczaj jestem niemiła, czuję się słabo i odbiera mi ochotę na życie. Mam tylko nadzieję, że po tych pigułkach będzie troszkę lepiej.


   *   *   *

- OŁ NINA, JU SZULD GOŁ NINA... * - śpiewa ktoś nad moim uchem, gdy zatrzymuję się, aby zawiązać buta, praktycznie przed wejściem do szkoły.

- Co się stało Ann,że śpiewasz Eda? - pytam rozbawiona,dobrze wiedząc, że przyjaciółka nie przepada za Sheeranem.Nie mogę w niej tego zrozumieć.

   Od jakiegoś czasu moje stosunki z Ann są lepsze. Wybaczyłam jej tamto niezdarne posunięcie. Nie było sensu gniewać się za takie coś.

- Mam dziś bardzo bardzooo dobry humor. - mówi cała w skowronkach.

- Niech zgadnę - zaczynam - Byłaś na kółku dziennikarskim.

Dziewczyna kiwa żywiołowo głową i klaszcze w dłonie.

- Tak, tak i jeszcze raz TAK! Nie uwierzysz, ale będę chyba w redakcji, rozumiesz? Ja!

   Dziennikarstwo to marzenie Anny. Odkąd dziewczyna pamięta, ciągnie ją do tego, dlatego teraz tak strasznie się cieszy ze swojego pierwszego sukcesu.

- Czemu ale? - pytam zdziwiona.

- A, bo wiesz... muszę przeprowadzić z kimś wywiad i stworzyć do tego jakąś fotorelacje, ale ani nie mam pojęcia z kim, ani o czym.

- Hmm.. - wzdycham, myśląc. - Może porozmawiaj z chłopakami?

- Jakimi chłopakami? - pyta zdezorientowana.

- No The Vamps, a kim? - odpowiadam pytaniem na pytanie, wywracając oczami.

- Oni? - Ann sceptycznie na mnie patrzy, jakby nie była pewna, że wywiad z chłopcami to dobry pomysł.

- A czemu nie? Są w miarę rozpoznawalni w szkole, mają kapelę.

- No nie wiem sama.

- Nie lubisz ich? - pytam z ciekawości.

 -Nie w tym rzecz. Lubię ich, ale chyba trochę za bardzo.

- Lubić to ty lubisz Trisa. - mówię ,puszczając do niej oczko.

Już od trzech tygodni wyczuwam pomiędzy nimi jakąś więź.

- Co Ci szkodzi, pogadaj z nimi.- zabieram ponownie głos, gdy wychodzimy z szatni.

- Dobra ,ale ... tak sama?  - pyta z lekka przerażona, na co kiwam głową.

- Tristan siedzi na ławce. - mówię wskazując lekko na chłopaka, który siedzi po prawej stronie na drewnianym siedzeniu.

- Brad też tam siedzi. - zauważa niepotrzebnie Ann.
- Wiem, dlatego tam nie idę. - wzruszam ramionami i  macham dziewczynie na odchodne.

*   *   *

- Kolejny piątek, będzie waszym ostatnim dniem w pierwszym trymestrze. -  mówi wychowawczyni, gdy na zajęciach z literatury zostaje trochę więcej wolnego czasu. - Jeśli będziecie chcieli zostać na 5 dni w akademiku to proszę bardzo, jednak ja osobiście skorzystałabym z drugiej opcji, czyli powrotu do domu.

   Gdy nauczycielka przestaje mówić, w klasie słychać tylko szmery rozmów,które prowadzą uczniowie,wymieniając się planami na pierwsze ferie. Ja natomiast siedzę cała odrętwiała z głową na ławce.

Nie mam siły żyć.

    Dzwoni dzwonek, więc wszyscy szybko wychodzą z klasy z wyjątkiem mnie. Powoli chwytam plecak i przewieszam go sobie za ramię. Mam wrażenie, że zaraz wytrąci mnie z równowagi, dlatego siadam na chwilę na ławce.

   Anna nie zwróciła na mnie szczególnej uwagi, dlatego w duchu cieszę się, że nie dałam po sobie poznać, że coś mnie boli. Udało się!

   Gdy przerwa mija, a dzwonek dzwoni, uczniowie wchodzą do klas. Na korytarzu zostaję jedynie ja. Na szczęście nie mam już lekcji, ponieważ tato napisał mi we wrześniu całoroczne zwolnienie z zajęć sportowych. W czasie, gdy Anna musi ćwiczyć,ja mogę pójść do pokoju.

   Jednak teraz nadchodzi czas na wzięcie drugiej dawki leków, dlatego podchodzę do automatu z napojami i  wrzucam kilka monet, aby móc wyciągnąć butelkę zwyczajnej wody.Nie mam tyle czasu na to,aby dojść do akademika. Muszę to zrobić w szkole.

   Siadam na ławce i przez pięć minut przeszukuję cały plecak, aby znaleźć lekarstwa. Gdy w końcu udaje mi się to zrobić, kładę je na ławce i zamykam plecak.

   Słyszę czyjeś kroki, dlatego łykam szybko pigułki i popijam je wodą. Okropnie zimna ciesz powoduje, że przez moje ciało przechodzi dreszcz, dlatego wzdrygam się. Chowam pośpiesznie pudełeczko i obieram głowę o ścianę, przymykając przy tym oczy.

Kroki nagle cichną, więc otwieram oczy. To Connor.

- Nina, wszystko w porządku? - pyta zdezorientowany chłopak.

   Dopiero teraz zauważam, że trzyma pod pachą drewnianą sztalugę i wielką czarną teczkę w dłoni. Odkłada wszystko pod ścianę i siada obok mnie. Dotyka delikatnie mojego ramienia, jakby bał się, że brutalniejszy ruch mógłby mi coś zrobić.

Patrzy zmartwionym wzrokiem na moja twarz i mówi :

 - Wyglądasz naprawdę blado, jakbyś miała zaraz zemdleć. -dotyka dłonią mojego czoła,po czym kontynuuje. - I masz gorące czoło, coś jest nie tak. - marszy czoło i przypatruje mi się w skupieniu. - Brałaś coś? Może jakieś prochy?

- Nie, Con,nic nie brałam. - od razu przeczę, na co on uśmiecha się z ulgą.

- Na pewno ? Wydajesz się być ,jak po pocałunku dementora.**

- Musiałam wziąć tylko leki i teraz się słabo czuję,ale zaraz mi przejdzie. - mówię, jednak zaraz się gryzę w język.

- Jakie leki? - pyta zmartwiony chłopak.

- No normalne, na ból głowy. - odpowiadam nerwowo, przy okazji kłamiąc.

- Yhym, rozumiem. - dopowiada niezbyt przekonany Connor. - Masz jeszcze jakieś lekcje?

- Nie, już nie mam.

- Okej, to wstawaj. Odprowadzę Cię pod blok, bo boję się, że zemdlejesz. - Con uśmiecha się i łapie za wcześniej pozostawione rzeczy oraz mój plecak.

- Nie musisz mi nieść plecaka. - mówię lekko oburzona.

- Przestań. - mówi i ciągnie mnie do szatni.

   Gdy ubieram się w swój płaszczyk i wiązane botki, czuję na sobie czyjś wzrok. Odwracam się do tyłu i widzę, jak w innym pomieszczeniu, po przez szklaną szybę obserwuje mnie Brad. Ignoruje go i już gotowa, wychodzę ze swojej szatni, czekając na Connora.

   Nie porozmawiałam z Bradem po tym, jak prosił mnie o spotkanie, gdy byłam u rodziców w Stevenage. Unikam go i dzięki temu czuję się lepiej. Przynajmniej o nim nie myślę .

   Chłopak po chwili wychodzi ubrany w czarny płaszcz z moim plecakiem na ramieniu oraz swoimi rzeczami. Posyła mi uśmiech, na co moje ciało reaguję rumieńcem.

   Wychodzimy ze szkoły i szybkim krokiem ,kierujemy się w stronę bloku A.


*oł nina ,ju szuld goł nina - oh nina, you should go Nina - to fragment piosenki Eda Sheerana - Nina
**dementor, pocałunek dementora- postać z świata Harry'ego Pottera. Jej pocałunek sprawiał,że z człowieka odchodziły wszystkie pozytywne wspomnienia i po woli umierał.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ostatnio,gdy wstawiałam rozdział to chyba miałam zły dzień :p Nie moge Was tak zostawić,więc oto jestem z nowym rozdziałem.A na dodatek nowy wygląd bloga.Jest zwyczajny i skromny,ale podoba mi się : )

Jak Wam sie podoba rozdział ?

Ostatnio ktoś poruszył nazwę shipu Niny i Brada.Dziewczyny na wattpadzie proponują -  Brinę,a pewna czytelniczka na blogspocie  - Nindley.

Co Wam się podoba bardziej?

btw .macie snapchaty? :> 


15 kom - next .



środa, 3 grudnia 2014

9.Lekarstwo




Rozdział dedykuję tajemniczej Oli,która obchodzi urodziny xx




   Mija kilka dni odkąd nie odzywamy się do siebie z Bradem. Nie bardzo mi to przeszkadza, bo wierzę, że jeśli będę utrzymywała dystans to Brad przestanie zaprzątać mój umysł i będę mogła spokojnie chodzić spać, nie musząc łykać tabletek nasennych.

   Pierwszy piątek piątek miesiąca właśnie mija,więc ,jak obiecałam mamie, wracam na weekend do domu. Pakuję się w małą torbę podróżną, wrzucając niedbale do środka jakiś sweterek i czarne spodnie. Zabieram także ze sobą kilka książek, aby móc się trochę pouczyć oraz niezbędne lekarstwa. Niedługo mi się skończą, więc mam nadzieję, że tata już się zaopatrzył w nowe opakowania.

   Wsiadam do jednego z czerwonych autobusów, które jadą w kierunku Stevenage i już po chwili, siedzę na jednym z niewygodnych krzeseł i mijam stare budynki. Po kilkuminutowym przepychaniu się między ulicami, wyjeżdżam na spokojne obrzeża miasta.

   Jest tu cicho i spokojnie, dlatego jazda autobusem wydaje się być przyjemniejsza. Stevenage i Londyn dzieli naprawdę niewielka odległość dlatego też droga do domu jest bardzo krótka. Mija niecałe 30 minut i jestem w swoim mieście. Wychodzę na przystanek najbliżej domu i czekam na tatę,który miał po mnie przyjechać.

   Tata podjeżdża szybko, więc nie nudzę się niepotrzebnie na przystanku, tylko wsiadam do samochodu i witam się z nim. Rodzic całuje mnie w czoło i mówi, że strasznie za mną tęskni. Opowiada też o tym, jak strasznie pusto jest w domu beze mnie i mojego hałasu,który tak bardzo kochałam stwarzać.Mama podobno po moim wyjeździe zapisała się na kurs malarstwa, bo stwierdziła,że nie ma co robić,gdy nie ma mnie w domu.

   Uśmiecham się pod nosem na te wieści i gdy podjeżdżamy pod dom,wychodzę z samochodu i biegnę do domu,aby przywitać się z mamą.Nie widziałam jej ponad miesiąc, ponieważ we wrześniu zrezygnowałam z odwiedzin,bo jak zwykle w pierwszym miesiącu było najwięcej nauki.

   Otwieram drzwi, gdy do moich nozdrzy dochodzi zapach mojej ulubionej zapiekanki makaronowej z serem i brokułami.Wdycham tą przyjemną woń i kieruję się do kuchni. Mama wyjmuje właśnie talerze z szafki i chce je zanieść do jadali,jednak gdy mnie widzi,odstawia je na mały stolik przy oknie i podchodzi do mnie. Oplatam ją ramionami i mówię,jak bardzo się stęskniłam.

   Jemy wszyscy razem obiad,po czym udaję się do swojego pokoju,aby chwilę poleżeć po posiłku. Brakowało mi tego domowego jedzenia.Masuję się po brzuchu,ponieważ boli mnie od przejedzenia.Wzdycham i zamykam na chwilę oczy.

Jest mi teraz tak dobrze...

   Niepotrzebne myśli nie zagradzają mojej głowy,więc jestem czysta od jakichkolwiek refleksji.Dodatkowo odkąd opuściłam Londyn, w ogóle nie myślę o panu MILCZĄCYM,którego imię rozpoczyna sie na B.


*   *   *


   Jest sobota wieczór, dlatego już jutro muszę  wracać do akademii. Weekend szybko minął,więc nie nacieszyłam się zbytnio towarzystwem rodziców. Przez cały dzień praktycznie rozmawiamy i cieszymy się sobą nawzajem, jednak gdy jest wieczór odpuszczamy sobie.Rodzice leża w swojej sypialni,a ja u siebie na łóżku z laptopem taty na kolanach ,przeglądając facebooka.

   Słysze dźwięk powiadomienia z czatu,więc klikam w czerwoną ikonkę nad koperta i otwieram wiadomość.

To od Brada. 

Czego on ode mnie chce?

Brad Simpson :
-Masz teraz czas?
Ty:
-Mam.
Brad Simpson :
-Możemy sie spotkać?
Ty:
-Nie.
Brad Simpson:
-Dlaczego?
Ty:
- a] Nie mam czasu, b] nie ma mnie w Londynie, c] nie chcę z tobą rozmawiać.
Brad Simpson:
-To gdzie ty jesteś?
Ty:
-Czemu Cię to obchodzi? Stevenage jeśli już musisz wiedzieć -,-
Brad Simpson:
-Masz okres czy co? Hormony Ci chyba za mocno buzują...
Ty:
Jesli chciałeś mi tylko to powiedzieć to CZEŚĆ.
Brad Simpson:
-Chciałem pogadać.
Ty:
-Nie mamy chyba o czym.

   Urywam rozmowę i zdenerwowana wylogowywyję się z facebooka, a potem wyłączam komputer. Brad zdecydowanie sprawił,ze ten miły sobotni wieczór stał się nieprzyjemny. Nienawidze go takiego, już wolałam go takiego jakim był tydzień temu.

Sympatyczny Brad to najlepszy Brad.

*   *   *

- Zawiozę Cię dziś do Londynu.Nie będziesz się ściskała w autobusie.W niedziele jest zawsze więcej osób. - informuje mnie taty, gdy cała nasza trójka siedzi w jadali przy stole i je  śniadanie.
 -Okej,tato - odpowiadam, przeżuwając śniadanie.
- Nina, jak się w ogóle czujesz? Może powinienem Cię przebadać? Wydajesz się być blada. - pyta zmartwiony tata.

- Nie, naprawdę nie trzeba.

-Jeśli będzie  coś nie tak,  dzwoń - mama mówi cicho. - Doktor Johanson jest zawsze do naszej dyspozycji.Jeśli będziesz się źle czuła to pojedziemy do niego.

   Mama jest nieco przewrażliwiona na punkcie mojej niedoczynności tarczycy. Rozumiem ,że martwi się o mnie,ale wszystko ma swoje granice,prawda? Czasami rozmawia ze mną,jakbym była śmiertelnie chora,a to tylko jakaś głupia choroba tarczycy.

   Istnieje też pewne prawdopodobieństwo,że rodzice coś przede mną ukrywają.Jednak jeśli by tak było, na pewno domyśliłabym się. Rodzice są w stosunku do mnie szczerzy,a przynajmniej mam taką nadzieję.

- Leki powoli mi się kończą.- mówię, gdy zbieramy z mamą talerze po śniadaniu.

- Tak, zapewne. - kiwa mama. - Tata przed wyjazdem na pewno ci da. - mówi i pogrąża się w myślach.

A może jednak moje przypuszczenia okażą się prawdą? Może rzeczywiście coś jest ze mną nie tak? Może moja choroba staje się groźniejsza?

   Idę do taty do gabinetu i proszę o nowe tabletki, które powinnam codziennie zażywać.Tata kiwa głową i schyla się,aby po chwili wyjąc z szuflady dwa opakowania Surfadexu i czegoś nowego.

- Co to jest? - pytam wskazując na nowe leki.

- Ach, to są tabletki, które musisz brać raz w tygodniu w regularnych odstępach.

- Do czego mi one? - pytam zdziwiona.

   Od dwóch lat biorę Surfradex i jest wszystko okej.Zażywam je trzy razy dziennie- rano,w południe i wieczorem, a teraz tata daje mi coś nowego.To dziwne i podejrzane.

- Musisz je brać, bo Surfeadex nie jest już taki skuteczny. Powoli twój organizm się do niego przyzwyczaja i nie reaguje tak, jak powinien. Te nowe Buebale są mocniejsze i mają trochę więcej zastosowań,ale nie musisz się o nic martwić.Powinnaś się czuć dobrze.

 - Czy będę od nich tyć? - pytam prosto z mostu.
 
   Tata milczy,a ja przygotowuję się na najgorsze .Kiwam głową bez sensu i jżz wiem co muszę zrobić przed wyjazdem

- W takim razie idę spakować większe ubrania do torby, na pewno się przydadzą .- mówię i zabieram leki,aby móc je schować do torby.

   Wchodzę na strych i otwieram stara,lekko spróchniałą szafę, w której są ubrania XL. Mam nadzieję,że nie będę zmuszona ich zakładać.

   Gdy pakuje je do czarnej ,sportowej torby z moich oczu wypływają pojedyncze łzy. Czuję,że zaraz się załamię. Nie chce ponownie przechodzić w swoim życiu etapu - GRUBASKA. Chcę się czuć atrakcyjna, a nie jakaś trędowata. Nie chcę znowu martwić się o odpowiedni ubiór,tak aby wyglądać  normalnie.

Dlaczego do cholerny spośród miliardów ludzi,musiałam być akurat ja obarczona tą chorobą?

   Jesteśmy już w drodze do Londynu i niedaleko akademii jest korek,wiec musimy stać i czekać,aż ruch się rozluźni. Jestem trochę zła na tatę,że wybrał mi takie leki,ale jednak nie powinnam.Przecież to nie jego wina,że mam niedoczynność tarczycy,prawda? Postępuję źle względem niego,nie odzywając sie przez całą drogę.

- Przepraszam,że się obraziłam.Nie mam tak na prawdę za co. - zaczynam rozmowę.
- Nie martw się, Nina. Wiem,że to dla ciebie ciężkie przeżywać wszystko od  początku. - mówi tata i głaszcze mnie po ramieniu,aby dodać otuchy.

- Tato,ale czy coś się dzieje? Coś nie tak z moimi wynikami,które przysłała akademia?

- Nie. - odpowiada szybko, nieco się spinając .
- Na pewno? - pytam delikatnie,aby go nie zdenerwować.
- Tak,jeśli cos będzie nie tak to od razu do ciebie zadzwonię,dobrze Nino?
- Dobrze Tato. - odpowiadam i już sie nie odzywam,aż do akademii.

   Żegnam się z tatą i wysiadam z auta. Kieruję się w stronę bloku, jednak jest taka śliczna pogoda,więc postanawiam usiąść na jednej z ławek stojącej niedaleko i nacieszyć się ostatnimi chwilami spokoju. Zacznę brać te nieznośne leki i wszystko się zmieni. Ja się zmienię.

Muszę się zastanowić nad dniem,w którym będę brała te cholerne pigułki...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka,dziękuję bardzo za prawie 800 wyświetleń na wattpadzie oraz 6,200 na blogspocie.
Niepokojący jest tylko fakt,że liczba komentarzy cały czas maleje.Nie podoba Wam się czy co?

 Jak widzicie Nina ukazuje nam rąbek swojej choroby.Co myślicie o tym wątku?

Co do waszych próśb,nie jestem w stanie zmienić szablonu,przepraszam was bardzo. :<

A i w ogóle,ostatnio nie czuję się zbyt dobrze i nie mam siły pisać,więc myślę,że zrobię sobie krótką przerwę,czy coś. Mam coś w zanadrzu,więc nie martwicie się, nie odejdę od Was :p

No i co jeszcze? Chyba nic nie mam mądrego do napisania.Przepraszam tylko za rozdział :c 

15 kom - next xx

środa, 26 listopada 2014

8.Milczenie

 Polecam włączyć sobie Birdy - Tee Shirt [ KLIK ]




   Dziś 2 października, a więc jutro minie miesiąc odkąd jestem uczennicą The Royals Academy. Nauczyciele wyciskają z nas bardzo dużo, bo jak twierdzą, jesteśmy bardzo zdolni. Moja klasa liczy 20 osób ,które są naprawdę uzdolnione. Każdy z nich posiada jakiś cudowny talent, więc powoli dochodzę do wniosku, że tu nie pasuję.

   Przez niecały miesiąc zdążyłam zaprzyjaźnić się z wieloma osobami, czego nie mogłam zrobić przez całe życie. Świetnie dogaduję się z Tristanem, Jamesem, Natalie oraz Anną. Connor cały czas wydaje się być skryty i  wciąż stanowi dla mnie wielką zagadkę. Natomiast Brad jest osobą,która ... och sama nie wiem, kim właściwie jest. Czasem rozmawiamy ze sobą, jak dwójka normalnych znajomych, jednak potem on znowu zamienia się w tego chamskiego chłopaka. Nie wiem co o nim myśleć ,ponieważ mimo wszystkich przeciwności losu i jego dziwnego charakteru ciągnie mnie do niego.

   Siedzimy z Anną na trawie przy szkolnym dziedzińcu, ponieważ każdy z uczniów stara się korzystać z ostatnich słonecznych dni. Już za tydzień powróci ta szara londyńska pogoda, gdzie słońce będzie wychodzić raz na tydzień, a krople deszczu będą nieustannie spadały.

  Jemy kanapki ze szkolnego bufetu i rozmawiamy o referacie na historię.To znaczy Anna mówi, a ja tylko słucham, ponieważ moją całą uwagę zajmuje Bradley, który siedzi przy jednym z stolików i śmieje się do Connora.

- Czemu się tak na niego gapisz? - przerywa swój monolog Anna i szturcha mnie w ramię.

- Na nikogo się nie gapię,Ann. - mówię i kręcę głową.

Nie przyznam się do tego,że wszystkie moje myśli zajmuje TEN chłopak, nigdy.

- Gapisz się na Brada od tygodni. Coś Ci zrobił?

- Nie, nie patrzę się na niego, aż tyle czasu. - przeczę, a ona zaczyna się szczerzyć.

- Ha! - wykrzykuje, na co zwraca uwagę kilku osób siedzących niedaleko nas. - Przyznałaś się,że jednak się na NIEGO gapisz.

- Och, dobra gapię się i co? - mówię ,nie mając siły okłamywać Ann. - Zastanawiam się, jak można być takim człowiekiem.

- Takim? - pyta zdezorientowana przyjaciółka -To znaczy jakim?

- Gdy wróciłam z pierwszego koncertu chłopaków to widziałam, jak się całuje z jakąś dziewczyną, a wyobraź sobie tydzień później, całował się z inną. To dziwne, nie sądzisz?

- To było tak dawno Nina, a Ty nadal to rozpamiętujesz?

- Jestem pamiętliwa. - mówię i wzruszam ramionami,na co ona się śmieje.

- On Ci się podoba. - stwierdza Anna.

Patrzę na nią z politowaniem, a ona się śmieje.

- Co wcal..- przerywam, ponieważ przysiada się do nas Tris.

- Kto Ci się podoba? - pyta chłopak, zabawnie ruszając brwiami.

- Nikt. - mówię szybko, aby zakończyć ten temat.

- Brad. - odpowiada Anna, za co jestem na nią zła.

   Wstaję i odchodzę, zostawiając ich samych sobie. Nawet nie zwracam uwagi na reakcję Tristana i nawoływania Ann. Gdybym była na miejscu Anny, nigdy nie powiedziałabym nikomu kto jej się podoba.A poza tym..O czym ja myślę?

BRAD MI SIĘ NIE PODOBA.

   Wkurzona wchodzę do szkoły i gdy chcę wejść do biblioteki, aby odetchnąć od tego wszystkiego. W drzwiach mijam Jamesa. Chłopak uśmiecha się do mnie i mówi:

-Znowu spotykamy się w bibliotece.

- Tak, właśnie. - odpowiadam.- Jak na sportowca, dużo czasu spędzasz w bibliotece. - zauważam.

- Są rzeczy ważne i ważniejsze. Sport to nie jest moje jedyne hobby. - mówi i mruga do mnie. - Coś nie tak? Wydajesz się być jakaś nie w sosie. Coś się stało?

- Taa, to znaczy nieee. - odpowiadam szybko i nagle wpadam na świetny pomysł. Nabieram ochoty na śpiewanie, więc muszę się zaraz czegoś dowiedzieć. - James, mam pytanko.

-No?

- Sala prób w piwnicy jest otwarta? To znaczy wiesz,można tam iść na przykład wieczorem?
- Tak, a czemu pytasz?

- Nie, nic nic - odpowiadam i żegnam się z chłopakiem.

  Już wiem co będę robiła dzisiaj wieczorem. Nie mam ochoty rozmawiać z Anne ani Trisem, więc próba wyjdzie mi na dobre.

  Słyszę jak dzwoni dzwonek, więc odkładam książkę, która przed chwilą czytałam i wychodzę z biblioteki. Na szczęście klasa, w której mam literaturę jest blisko niej, więc jestem pewna, że się nie spóźnię.

   Wchodzę do klasy i kieruję się do ławki, w której od września siedzę z Anną. Jestem na nią zła, więc postanawiam się do niej nie odzywać przynajmniej przez jedną lekcję. To co zrobiła było bardzo złe. O ile wiem, przyjaciółka nie powinna tak robić, prawda?


*   *   *
 
   Jest osiemnasta, a moje wszystkie zadanie domowe są odrobione. Siedzę w pokoju i się nudzę, więc postanawiam wcielić swój plan z biblioteki w życie i pójść do piwnicy, aby pograć gitarze. Nadal jestem zła, a muzyka wydaje mi się dobrym rozwiązaniem. Pamiętam, że odkąd nauczyłam się grać na fortepianie i gitarze to muzyka stałą się czymś takim, na czym mogłam odreagować. Zawsze gdy gram, zapominam o problemach i otaczającym mnie świecie.

Jestem ja,instrument i nic więcej.

   Zarzucam na ramiona płaszcz, ponieważ o tej godzinie na dworze nie jest już tak ciepło, jak wcześniej. Przebiegam szybko dziedziniec i idę do piwnicy, w której mam nadzieję nie ma nikogo. Wpisuję się na listę, która wisi przed drzwiami sali, aby pan Smith mógł to jakoś skontrolować, po czym wchodzę do środka.

   Siadam na jednej z czerwonych puf i biorę do ręki gitarę akustyczną. Dotykam lekko gryfu i przejeżdżam palcami po pojedynczych strunach. Nie mam pojęcia co zagrać, więc dotykam przypadkowych strun, które wydobywają z siebie kojące dźwięki.

   W mojej głowie powstaje mały i niepozorny zarys piosenki. Uwielbiam tworzyć, więc z napisaniem piosenki nie powinnam mieć problemu. Najgorsze jednak jest to, aby swoją melodię przelać na papier i urzeczywistnić ją. Próbuję po kolei każdy chwyt, który potrafię, po czym staram się skleić to w całość tak, aby było przyjemne dla ucha.

   Mija dwadzieścia minut, lecz w końcu udaje mi się dopiąć zamierzonego celu. Wynajduję odpowiednie chwyty i biorę do ręki kartkę oraz żółty ołówek, aby móc je zapisać. Gdy melodia do mojej piosenki jest już napisana, czas na słowa.

   Czasami ciężko dopasować do melodii słowa, jednak będę się starała z całych sił, aby moja piosenka brzmiała dobrze.

   Moje myśli cały czas zajmuje Brad i nie potrafię się go pozbyć. Ciągle zastanawiam się co teraz robi, z kim jest i co czuje. Wiem, że nie powinnam w tym wieku myśleć o chłopakach, ponieważ nauka jest teraz najważniejsza. Jednak ja tak nie potrafię. Bez względu na to co robię, w mojej głowie ciągle pojawia się obraz Brada z tego pamiętnego piątku, gdy całował się z dziewczyną.

Czasami mam ochotę być nią i sprawdzić,jak się wtedy czuła.

Wiem, że to co robię jest głupie. Moje uczucia są głupie. Wszystko jest głupie.

- In the morning - zaczynam cicho śpiewać pod stworzoną melodię.


Nic...Pustka...Nie mam pojęca co dalej....


- In the morning when... - zastanawiam się  nad odpowiednim doborem słów, które pasowały by do melodii - you wake up.I like to believe you are.. - czuję,że idzie mi coraz lepiej, jednak po chwili znowu mam pustkę. - No w co ja mogę wierzyć? -pytam samą siebie po cichu.

- Może Thinking of me? - ktoś proponuje, więc podnoszę wzrok i napotykam stojącego w drzwiach Brada. - Może wierzysz w to, że gdy ten ktoś budzi się rankiem to zaczyna o tobie myśleć.

   Chłopak patrzy na mnie i uśmiecha się przyjaźnie, co jest dla mnie miłym zaskoczeniem. W zasadzie Brad nigdy nie był dla mnie, aż tak miły. Zawsze rzucał jakieś uwagi.

Czasami zastanawiam się co mnie ciągnie do takiego okropnego typa,jakim jest Brad?

   Chłopak nadal patrzy na mnie tym swoim specyficznym wzrokiem, jednak po chwili rezygnuje i wchodzi do środka. Zdejmuje ze stojaka jedną z gitar i siada naprzeciw mnie. Uśmiecha się po raz kolejny i zaczyna stroić gitarę.

- Jakie miałaś chwyty? - pyta, gdy gitara jest już gotowa.

- A, E, D, A i chyba znowu E. - odpowiadam chłopakowi, a on w skupieniu marszy czoło i patrzy na gryf.

   Pierwsze dźwięki wydobywają się z jego gitary,a ja jestem zachwycona tym,jak chłopak dobrze radzi sobie z grą.Jego palce płynnie poruszają się po strunach,co sprawia,że ta piosenka wydaje mi się być jeszcze piękniejsza.

- Ładne, naprawdę podoba mi się. - chwali Brad na co się rumienię. - Długo grasz na gitarze?
- Od trzech lat,ale wolę grę na fortepianie. - odpowiadam.

 -Umiesz grać na fortepianie?- pyta zdziwiony, na co kiwam głową. - Też gram, ale teraz już rzadziej. W zespole rzadko kiedy potrzebujemy klawiszy, więc to może dlatego. Od ilu lat grasz?

- Gdy miałam siedem lat spodobała mi się muzyka klasyczna i tak jakoś się stało, że gram prawie 10 lat.

-Może dokończymy tą piosenkę? - pyta Brad uprzejmie, na co się dziwię. Jego zachowanie wydaje się być podejrzane, bardzo podejrzane. - Tak w ogóle pisałaś ją z myślą o kimś?


Tak,o tobie. - myślę.


- Nie, tak po prostu mnie naszło. - kłamię, a on się śmieje.
-Coś Ci nie wyszło, nie potrafisz kłamać.


Czy to tak bardzo rzuca się w oczy? -pytam siebie w myślach.


- Ale nie będę się wtrącał, nie moja sprawa. Chociaż tylko jedno mi powiedz. - mówi Brad.- To o chłopaku, tak?

- No tak, sherlocku.- mówię.

- Chciałem wiedzieć i być pewien,bo może jesteś - zaczyna, jednak szybko mu przerywam.

- Nie, nie jestem lesbijką Brad. - śmieję się, a on mi przy tym wtóruje.

- Chciałem być tylko pewien. - tłumaczy się chłopak, jednocześnie zanosząc się od śmiechu.

- Okej, już się uspokój. - mówię do niego, rzucając w jego stronę ołówek, który leżałam obok mnie.

- Dobra, to opowiedz mi coś o tym chłopaku. Napiszemy hicior. - żartuje chłopak.
- Może jednak nie. - jakoś nie mam ochoty mówić mu o nim samym.

- NOOO DAAAAWAAAAJ NIIIINAAA. - chłopak zabawnie przeciąga samogłoski, na co się głośno śmieje, jednak po chwili zasłaniam usta dłonią. Nie lubię swojego śmiechu.

   Brad wstaje z krzesła i podchodzi do mnie i zabiera moją dłoń, odsłaniając  jednocześnie moje usta. Patrzy mi prosto w oczy i mówi:

- Masz śliczny śmiech, nie ukrywaj go.

   Czuję, że zaraz spłonę. Słowa Brada sprawiają, że czuję dobrze. Żaden chłopak z wyjątkiem Tristana, nie skomplementował mnie. To urocze z jego strony.

- Od zawsze nie lubię siebie. - wyznaję mu,chociaż nie wiem dlaczego. - A Ty dałeś mi wystarczająco dużo powodów, abym siebie jeszcze bardziej znienawidziła.

-Co? - chłopak marszczy nos.Wydaje się być zdezorientowany.

- Błagam, nie mów, że nie pamiętasz. Jesteś dla mnie niemiły, Brad. W zasadzie odkąd tu przyjechałam zachowujesz się względem mnie okropnie, a dla Natalie czy Anny jesteś o wiele milszy. Co ja Ci zrobiłam? - pytam z wyrzutem.

   Brad milczy i odwraca ode mnie wzrok.Wstaję po woli,odkładam gitarę na miejsce i biorę swoje notatki.Wiedziałam,że tak będzie.Jeśli go spytam to nie odpowie.To było do przewidzenia.
 
   Wychodzę z sali, a potem z piwnicy. Otulam się mocniej płaszczem, ponieważ wiatr zaczyna wiać z coraz większą siłą.Moje włosy plączą się i wpadają mi w oczy. Ze złością odgarniam je i idę w stronę akademiku. Mam już dość tego wszystkiego.

Dlaczego z tylu chłopaków w całej akademii, musiałam polubić właśnie Brada?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A) Sorka za rodział :< Czuję,że mi nie wyszedł,ale kilka osób tak bardzo chciało przeczytać rozdział,więc poświeciłam się i zrezygnowałam z nauki biologi i imprezy andrzejkowej w mojej szkole,bo tak bardzo Was kocham.

B) Wiecie ,ze na blogspocie mamy już ponad 5.000 wyświetleń,a na wattpadzie ponad 500? To niesamowite,naprawdę ! <3

C) Jak wrażenia po rozdziale,jak Nina? Co o niej sądzicie?

D) Powinnam coś zmienić?

E) Czy Brad ma sie zakochać w Ninie?

< Nadal tego nie przemyślałam >

Pozdrawiam,Peggy Brown :*

15 kom - next 


czwartek, 20 listopada 2014

7.Koncert The Vamps




    Korytarz prowadzący do miejsca, gdzie Tristan ma koncert, jest długi i ciemny. Lampy zawieszone na wysokim suficie nie palą się, przez co atmosfera tu panująca, wydaję się być jak z horroru. Wzdrygam się, ponieważ nienawidzę takich sytuacji. Idę za hałasem, którego echo roznosi się po szkole. W końcu trafiam na duże drewniane drzwi, które prowadzą do miejsca, gdzie jeszcze nie byłam. Naciskam na mosiężną klamkę i pcham ciężkie drzwi, które z trudem się otwierają. Przeciskam się przez niewielką szparę i rozglądam się po pomieszczeniu.

 Jest to szkolna aula.

    Siedzenia znajdują się na różnych poziomach,do których można dojść ,schodząc po schodach. Scena,która znajduje się najniżej jest zastawiona perkusją,dwiema gitarami oraz basem. Wszyscy ,który przyszli na koncert rozmawiają pomiędzy sobą i odnoszę wrażenie,że są w stanie ekscytacji.
Dziewczyny głośno wyrażają swoje zdanie na temat chłopaków, którzy za chwilę pojawią się na scenie.Mówią o tym,który z chłopaków jest bardziej gorący.Każda z nich ma inne zdania,a ja siedzę i przysłuchuję się im opisom. Oprócz Tristana to nie wiem kto zasila zespół The Vamps.Chłopak przez ostatni tydzień nie wiele mi mówił o swoim zespole.Wspomniał jedynie ,że razem z nim gra jeszcze trójka jego przyjaciół,nic poza tym. Byłam ciekawa ,jak wyglądają chłopcy i czy są tak samo sympatyczni i przystojni,jak mój Tristan.

    Przez pierwszy tydzień w akademii,zaraz po ukończeniu lekcji spotykaliśmy się i chodziliśmy na długie spacery.Chłopak wtedy opowiadał o swoim życiu,a ja o swoim. Zaprzyjaźniliśmy się.
Jakiś chłopak w naszym wieku wyszedł na scenę i zapowiedział The Vamps.Wszyscy wstali ze swoich miejsc i zaczęli wpatrywać się w scenę,gdy czwórka chłopaków pojawia się na scenie.Tristan zasiada przy perkusji,więc rozglądam się dalej,aby zobaczyć kto jeszcze jest w zespole. Moje oczy prawie wychodzą z głowy i idą przejść się na spacer,gdy przy mikrofonie widzę Brada.

    Wypuszczam głośno powietrze z usta,aż dziewczyna ,która stoi obok mnie ,dziwnie się patrzy.Uśmiecham się do niej nieśmiało i odwracam głowę patrząc na pozostałą dwójkę chłopaków. Jednym z gitarzystów okazuje się być James, bardzo sympatyczny chłopak,na którego wpadłam przypadkiem ,wychodząc z biblioteki. Basista stanowi dla mnie zagadkę,ponieważ tego blondyna z szaloną fryzurą nigdy nie widziałam.


*   *   *


    Gdy chłopaki kończą grać koncert,cała sala krzyczy i klaszcze z zachwytu.Pomimo,że nie lubię takiej muzyki,muszę przyznać ,ze bardzo mi się podoba.Tristan super wymiata na perkusji,a chłopaki na gitarach. Głos Brada podczas śpiewania jest mniej wkurzający ,niż gdy mówi,więc cieszy mnie to. Czasem karciłam się za to,że gapię się na niego.Zaraz szybko odganiam do siebie myśli,ze Brad jest atrakcyjny.

Na co mi jego uroda, skoro ma paskudny charakter?

   W ogóle nie podoba mi się to,jak odzywa się do mnie.Rozmawiałam z nim trzy razy i za każdym razem był niemiły,chamski i arogancki. Wiem,ze zachowuje się tak tylko w stosunku do mnie,ponieważ dla Natalie jest bardzo miły. Dziwie się,że przyjaźni się z Tristanem.Te dwa charaktery przecież w ogóle do siebie nie pasują! Ale może...przeciwieństwa się przyciągają?

   Nie chcę już myśleć o tym cholernym chłopaku,więc podnoszę się z siedzenia i wychodzę razem z resztą z auli.Wyjmuje telefon ponieważ czuję,jak wibruje.Dostaję wiadomość od Trisa,abym na niego poczekała,więc wchodzę z powrotem do sali,w której był koncert i widzę,jak Tris i jego koledzy stoją na scenie i zwijają sprzęt.Schodzę cicho po schodach i podchodzę bliżej miejsca,w którym się znajdują chłopcy.Witam się z nimi cicho i patrzę ,co robią.

- Heeeej... - zaczyna James - Nina,tak? - kiwam głową i uśmiecham się.

- Znacie się? - pyta zdziwiony Tristan.

- Ta,wpadliśmy na siebie w bibliotece i tak jakoś wyszło. - mówię,a Brad prycha pod nosem na tyle głośno ,że wszyscy to słyszą.Nie zwracam na niego uwagi i patrzę na tego basistę, który podchodzi do mnie i się przedstawia.

- Connor Ball.

- Nina Sophia Turner - odpowiadam i podaję mu rękę.Chłopak się uśmiecha i zaczyna dalej pakować swój instrument.

- Brad,może się przedstawisz Ninie? - pyta cicho Tristan.

- Po co,skoro się znamy? - mówi tym swoim wkurzającym tonem.Mam ochotę go kopnąć w wrażliwe miejsce i kazać przestać się tak odzywać.

- Hę? Z nim też się znasz? - pyta jeszcze bardziej zdziwiony Tris,wskazując ręka na Bradleya.

- Mieszkam z jego siostrą. - odpowiadam.

- A no tak,dlaczego o tym zapomniałem? - pyta sam siebie, na co się śmieje.

- Dalej Nino, opowiedz chłopakom jak się poznaliśmy.  -mówi Brad,uśmiechając się chytrze.

 -Po co? - czuje jak moje policzki stają się czerwone.

- Jak to ,po co? Niech znają naszą wspaniałą historię.

- Przecież nie ma o czym mówić.-wzruszam ramionami.Nie chcę ,aby wszyscy o tym wiedzieli,ale taki debil ,jak Brad oczywiście musi wszystko wygadać.

- To jak się w końcu poznaliście? - pyta James  siedząc na swoim pokrowcu od gitary.

- Przyszedłem do Nat, a Nina paradowała prawie nago, jedynie w szlafroku po pokoju. - mówi Brad śmiejąc się.

- Stary, musiałeś mieć niezły widok. - zauważa James,powstrzymując się od śmiechu.

   Patrzę na pozostałych chłopaków i widzę ,jak Tristan robi się czerwony,ale nie z zakłopotania,lecz ze złości. Connor zwija kabel,nie odzywając się.Jego wyraz twarzy jest neutralny i ciężko cokolwiek o nim powiedzieć.Wydaje się być skryty i bardzo tajemniczy.

    Już nie rozmawiamy na nasz temat.Chłopaki zajmują się swoimi sprawami i nikt nikomu nie zawraca głowy.Pomagam Trisowi z perkusją, którą w szybkim tempie chowamy do pokrowców,po czym przenosimy na zaplecze auli.

Gdy już wszystko jest pochowane,Tristan łapie mnie za rękę i prowadzi w stronę wyjścia.Wydaje się być zły,spięty i taki nijaki.Kompletne przeciwieństwo tego,kim jest codziennie.

- Coś nie tak?  - pytam zmartwiona jego zachowaniem.

- Nie,wszystko w porządku.

- To czemu się tak zachowujesz?

- To znaczy jak?

- Nie mówisz nic,jesteś jakby zły... - zaczynam wymieniać.

- Po prostu jestem zawiedziony,że nic mi nie powiedziałaś o tamtym zajściu z Bradem.-w koncu wyznaje.

- Chciałam o tym zapomnieć.-mówię, drapiąc się wolną dłonią po karku. - Zaraz... - przystaję w miejscu,powodując ze Tris robi to samo. - Czy ty jesteś zazdrosny?

- Nie. - opowiada szybko,za szybko. - To znaczy trochę tak...

- Tris...wiesz,ze ja.. - zaczynam,ale chłopak mi przerywa.

- Wiem, nie myślę o tobie w TAKI sposób.Mam kogoś na oku,wiesz?

- Naprawdę? - pytam szczerze zdziwiona.

- Taaa...ale to chyba nic szczególnego.

- Czy tym kimś jest Anne?

- Co? Nie! - chłopak się rumieni na co się uśmiecham.

- Mówiła o tobie cały czas, gdy odszedłeś od nas na stołówce.

-I co mówiła?

- Że jesteś nie miły i mało atrakcyjny. - skłamałam, na co Tristan zrobił zdziwioną,a potem zawiedzioną minę.

- Serio?

- Nie,żartuję przecież.- śmieję się głośno.

- Nie waż się więcej żartować z mojej atrakcyjności.Wiem,że jestem atrakcyjny i  nigdy nie możesz w to zwątpić,zrozumiano?

- Tak jest kapitanie! - odkrzykuję, salutując.

   Śmiejemy się przez całą drogę do akademika, po czym rozstajemy sie przy drzwiach od mojego bloku.Gdy wchodzę do środka jest już dość późno. W recepcji nie ma już nikogo,a na korytarzu palą się tylko pojedyncze lampy.Słyszę jakieś posapywania i ciche jęki,lecz staram się nie zwracać na nie uwagi. Skręcam w stronę swoich drzwi od pokoju,gdy moje oczy napotykają całującą się parę.

    Powstrzymuję się od patrzenia na nich i tylko przyśpieszam kroku, ponieważ takie normalne przejście obok nich wydaje mi się być zbyt krępujące. Kiedy mijam ich,nie zwracają na mnie najmniejszej uwagi. Odszukuję kluczy i gdy otwieram drzwi,słyszę jak dziewczyna jęczy imię Brada.
Wywracam na to oczami i zatrzaskuję ze złości drzwi. Natalie leży na łóżku z laptopem na kolanach i obrabia zdjęcia.W pewnej chwili przenosi wzrok na mnie i dziwnie się patrzy. Odwracam się od niej i przebieram się w piżamy.Chcę iść już spać i zapomnieć widok całującego się Brada z jakąś dziewczyną.

    W zasadzie nie wiem,dlaczego aż tak bardzo się złoszczę. Przecież Brad nie jest mi bliski,tak naprawdę wiemy tylko jak mamy na imię i co lubimy robić, to niezbyt wiele mówi mi o nim. Teraz widzę jakim typem człowieka jest.

- Coś się stało ? - pyta delikatnie Nat,gdy już leżę w łóżku przykryta po sam nos.

- Nie. - odpowiadam szybko.

- Na pewno?

-Yhym..- mamroczę i przekręcam się tyłem do niej,mając przed sobą ścianę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej,wiem ,że ten rozdział nie jest dobry,ale pisałam go kilka razy. Każda wersja mi się nie podoba,ale cóż...trzymajcie to i sami ocencie,jak Wam się podoba.Tak,jak obiecałam jest więcej chłopaków,a Brad będzie także w kolejnym rozdziale. Ogólnie,gdy będę pisać to zobaczycie,że aż jest za dużo Bradleya hahah :p Właśnie... wiecie kto się w kim zakocha? Macie przypuszczenia?  Trochę będzie dram i w ogóle. :D
Ja w weeend wyjeżdzam na rajd,dlatego nie chciałam zostawić Was bez rozdziału,chociaż w planach miałam wstawić w sobotę,ale...znajcie moje dobre serce hahah :p
Mam nadzieję,że rozdział jako tako przypadnie do gustu.
Dziękuję za wszystkie kom i wyświetlenia,jesteście kochane <3
Pozdrawiam,Peggy Brown

20- next

niedziela, 16 listopada 2014

6.Przesłuchanie



  



    Droga do szkolnej piwnicy mija mi w ślimaczym tempie. Mam wrażenie, że wlekę się do niej w nieskończoność, choć droga jest naprawdę krótka.Wchodzimy do pomieszczenia, które Tris nazwał piwnicą. 

   Mieści się tu siedziba drugiej grupy koła muzycznego. Chłopak opowiada mi, że już cała akademia była zajęta, więc pan Smith, który wyszedł z inicjatywą powstania tego koła, zaproponował aby wyremontować te pomieszczenia. Jestem pod ogromnym wrażeniem, ponieważ miejsce,w którym jestem w ogóle nie przypomina piwnicy. Korytarz ,po którym właśnie idziemy jest długi. Podłoga wyłożona jest ciemnymi panelami, a ściany są czerwone. Co kilka metrów można spotkać jakąś czarną sylwetkę namalowaną na czerwonym tle. Postaci przedstawiają najbardziej znane osoby z przemysłu muzycznego. Jak na razie zauważyłam The Beatles, charakterystyczną pozę Frediego Mercury’ego oraz Michaela Jacksona podczas tańczenia moon walk.

   Na korytarzu znajduje się wiele drzwi.Są to studia nagraniowe,sala prób oraz duże pomieszczenie,w którym  mieści się wiele osób.Tristan prowadzi mnie właśnie to tego ostatniego,największego.Twierdzi,że to tam będą przesłuchania.

   Zatrzymuję się przed drzwiami i nie chcę iść dalej.Znowu nawiedza mnie ten strach,który miałam kilkanaście minut temu. Moje dłonie drżą,a ja jestem blada.Tristan patrzy na mnie z politowaniem i prawie,że wpycha do sali,w której znajduje się wiele osób. Siadamy razem na końcu ,gdzie są ostatnie dwa wolne krzesełka i patrzymy na pana Smitha,który uśmiecha się do nas wszystkich i omawia całą idee tego koła.

   Gdy opiekun kończy swoją długa mowę,prosi nowo przybyłych,aby pokazali co potrafią. Nie przyszło nas zbyt wiele.Trzech chłopców,ja i jeszcze jedna dziewczyna. Jeden z chłopaków  – Mike – grał na skrzypcach,jednak nie w ten nudny sposób , którym zaszczycają nas legendarni kompozytorzy,lecz w nowoczesny i ciekawy sposób.Nie mogę oderwać od niego oczu.Widzę z jaką pasją gra i jak bardzo to kocha. Potem długowłosy chłopak gra na gitarze elektrycznej jedną z solówek Jimiego Hendrixa. Wszyscy prezentują się świetnie,natomiast ja jestem zdezorientowana i nie wiem co robić. 

- Powinnam zagrać na fortepianie,czy coś na gitarze? – pytam po cichu Tristana.

- Nie wybieraj gitary.Jest już przereklamowana. – odpowiada, na co mu potakuję. – Wybierz jakiś utwór,który umiesz perfekcyjne i lubisz go.

- Kocham wszystkie kompozycje Bacha. - mówię mu,a on się krzywi.

- Nie wyjeżdżaj mi tu z żadnym Bachem,bo Cię zabiję. – mówi śmiertelnie poważnie,co sprawia ,że jestem jeszcze bardziej zdezorientowana.

- Wiec jeśli nie Bach ,to co?

- A co lubisz i da się to zagrać na klawiszach?

- Ed Sheeran!- mówię i już wiem co zagrać.

- Bingo!-Tristan cicho klaszcze z radości.

- Ej,a co jeśli zapomnę nut? Pamiętam jedynie niecałą zwrotkę,to za mało. - mówię z przejęciem.

- Zaśpiewaj do tego. - chłopak mówi to w taki sposób,jakby to było coś normalnego.

Ale nie jest….

- Gdybym tylko umiała. - kłamię.

- Umiesz i nie kłam.Pamiętaj,ze jesteś okropnym kłamcą i po kilku dniach przyjaźni jestem w stanie to rozpoznać.

- Nie prawda,nie kłamie .

- Tak,kłamiesz i idź spiewac.

- Nie.

- Tak.

- Nie. - odpowiadam.

- Tak i koniec kropka.

- Ugh,dobra. – ciężko wzdycham i przystaję na propozycje Tristana.Wiem,że kompletnie się skompromituję ,ale YOLO.Raz się jest tylko młodym,prawda?

Alexander,który grał na wiolonczeli schodzi z prowizorycznej sceny i wtedy pan Smith zwraca się do mnie.

- Nino,teraz Twoja kolej.

   Kiwam posłusznie głową i podchodzę do stojącego w rogu fortepianu. Odsuwam najciszej,jak tylko potrafię czarny stołek,na którym potem siadam.Przejeżdzam palcami po klawiszach instrumentu i czuję,że to jest to co naprawdę uwielbiam. Dawno nie grałam,więc obawiam się,że mogę sobie nie poradzić zbyt dobrze.

   Przełykam ogromną gulę, która powstała w moim gardle i zamykam oczy. Wyobrażam sobie ,ze na sali nie ma nikogo. 

Jestem tylko ja, instrument i cztery ściany.   

*WŁĄCZ PIOSENKĘ [KLIK]*

   Przykładam dłonie jeszcze raz do klawiszy i zaczynam grać tak dobrze znaną mi melodię. Pierwsze nuty rozbrzmiewają w piwnicy, a ja słyszę ciche westchnięcia, spowodowane najprawdopodobniej doborem repertuaru 

Zbieram w sobie siły i zaczynam śpiewać pierwsze wersy.

- Come on, skinny love, just last the year... - czuję ,że mój głos brzmi dziwnie i słabo, więc się krzywię i otwieram oczy. 

   Tristan jest uśmiechnięty i pokazuje, że trzyma za mnie kciuki. Uśmiecham się do niego w zamian za otuchę, której mi dodał tym zwykłym gestem i zamykam ponownie oczy.Tym razem z uśmiechem śpiewam nieco pewniej resztę piosenki.

-And I told you to be patient
And I told you to be fine
And I told you to be balanced
And I told you to be kind
And in the morning, I'll be with you
But it will be a different kind
'Cause I'll be holding all the tickets
And you'll be owning all the fines
Come on, skinny love what happened here
Suckle on the hope in lite brassiere

   Kiedy kończę śpiewanie, podnoszę powieki do góry, a moim oczom ukazuje się zdziwienie na twarzy Tristana i zachwyt pana Smitha. Nauczyciel podbiega do mnie i przytula mnie mocno, powodując ,ze robi mi się słabo. Nauczycile uśmiecha się szeroko i gratuluje mi wspaniałego występu. Mówi, że powinnam bardziej wierzyć w siebie i swoje możliwości, ponieważ jestem mocno uzdolniona. 

   Gdy wychodzimy z piwnicy Tristan mocno mnie ściska i gratuluje. Przez całą drogę do akademika opowiada o tym, jak cudownie grałam i śpiewałam. Nie chcę tego słuchać, bo wiem ,że była to kompletna porażka.



                                            *   *   *


- Co mamy potem? - pyta Anna, gdy wychodzimy z klasy na długą przerwę.

- Chyba literaturę. - odpowiadam.

- O, to świetnie. Pani Leerman powinna nam dziś dać listę lektur. Czy tylko ja jestem tak bardzo podekscytowana?

- Nie ty jedna. - śmieję się ,ponieważ Anna jest strasznie do mnie podobna. Przez ostatnie dwa dni rozmawiamy ze sobą praktycznie cały czas.To dziwne,że dwie osoby są to siebie podobne pod tak wieloma względami.  - Mam nadzieję,że pani Leerman da jakieś normalne książki, nie chcę czytać tych pisanych wierszem, strasznie mnie męczą. Poza tym mam dość dramatów po poprzedniej szkole.

- O tak, masz rację. W sumie fajnie by było,gdyby dała coś Jane Austen lub coś z literatury nowoczesnej.

- King,Coben,Gerritsen.. - zaczynam wymieniać nazwiska autorów.

- Coś ty, przeciez nie da nam książek o krwawych masakrach! - koleżanka podnosi swój głos , na co się śmieje. Dobrze wiem,że nie lubi kryminałów,dlatego chciałam zobaczyć jej reakcję.

   Jest druga długa przerwa, więc razem z Anna zamiast pójść pod klasę ,idziemy do bufetu,aby kupić sobie drugie śniadanie.Gdy wchodzimy na odpowiedni korytarz, kolejka do bufetu ciągnie się,aż do drzwi od toalet.Ciężko wzdycham i razem z Ann idę na sam koniec.

   Gdy stoimy i rozmawiamy dalej o książkach, ktoś mnie stuka w ramię. Odwracam sie i widzę uśmiechniętego Tristana,który swoją drogą w koszuli i krawacie prezentuje się świetnie.

- Oh,hej Tris.Co ty tutaj robisz? - pytam zaskoczona.

- Zgłodniałem.- mówi i masuje się po brzuchu. Przenosi swój wzrok ze mnie na Ann, która cicho stoi koło mnie, jakby onieśmielona obecnością chłopaka. Kręcę głową i zaczynam ich sobie przedstawiać. Gdy podają sobie dłonie, Anna się rumieni ,co wydaje mi się być czymś uroczym i słodkim. 

   Kupujemy sobie z koleżanką po sałatce z owocami i razem ruszamy pod klasę, gdzie będzie literatura. Przez całą drogę Anna wypytuje mnie o Tristana. Pyta się o jego ulubiony kolor, co lubi robić i jaki jest. Odpowiadam jej grzecznie na pytania, jednak w środku gotuje się ze złości. Jej zachowanie mnie wkurza.

Nie, nie jestem zazdrosna. 


*  *  *


   Dziś piątek czyli dzień, w którym ma sie odbyć koncert zespołu Tristana. Mówił mi ,ze nazywa się The Vamps. Chociaż zespół istnieje już rok, to chłopak nadal nie wie, dlaczego jego przyjaciele nazywali zespół właśnie tak. 

   Wchodzę do bloku A ,gdy na dworze zaczyna zmierzchać. Mój pierwszy tydzień w akademii właśnie sie skończył .Muszę przyznać,że nauczyciele są bardzo wymagający, ale cała aura, która unosi sie nad tą szkołą sprawia, ze zapominam o tym.

Wyjmuję kluczyki z kieszeni i otwieram drzwi do pokoju.Gdy już jestem w środku,widzę jak Natalie siedzi nad aparatem i coś majstruje przy obiektywie. Rzucam plecak przy biurku i zaczynam zdejmować marynarkę od mundurku, który mimo wszystko okazał sie byc bardzo wygodnym ubraniem.

- Co robisz? - pytam Nat,siadając na łóżku.Zaczynam zdejmować podkolanówki i rajstopy,których tak bardzo nienawidzę.

- Dzisiaj koncert Vampsów,więc muszę skonfigurować ustawienia w aparacie. Planuję zrobić im kilka zdjęć, przydadzą mi się koncertowe zdjęcia do portfolio.

- Oh,a ubierasz się w coś specjalnego? - pytam, nie wiedząc co nałożyć na koncert

- Nie, nie będę sie raczej stroiła. To zwykły koncert przecież.-Nat wzrusza ramionami i odwraca wzrok w stronę obiektywu.

   Zdejmuje mundurek i zaczynam się przyglądać ubraniom w mojej szafie. Nie widzę w nich nic ciekawego. Po za tym ,wszystko co za łożę wygląda na mnie żałośnie. Może mam zbyt wiele kompleksów? Poważnie myślę nad zapisaniem się do sekcji sportowej,jednak patrząc na mój stan zdrowia, to może skończyć sie naprawdę źle. 

   Wybieram ciemno zieloną koszulę oraz czarne spodnie.Włosy rozplątuję z warkocza,pozwalając opaść im swobodnie na plecy.Jedynie krótsze pasma, które mi przeszkadzają,odgarniam z twarzy i zakładam za uszy.

   Gdy kończę przygotowania i patrzę na zegarek, orientuję się ,że jest już 19:30.Zostało mi tylko pół godziny do koncertu,więc zakładam botki oraz swoją skórzaną kurtkę i idę w stronę akademii.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich! 
Wiem,że teraz jest mało Brada,Cona i Jamesa w ogóle nie ma,ale wszystko w swoim czasie.Nie martwcie sie, na pewno chłopaki się pojawią w najbliższym rozdziale. :>
A jak Wam się podoba ten? Co sądzicie o Birdy? Moim zdaniem jest cudowną artystką.Polecam przesłuchać jej inne piosenki.xx

Pozdrawiam,Peggy Brown xx

15 kom - next